Z mapy świata znikają kolejne obszary ultraluźnej polityki pieniężnej. Z ujemnymi stopami procentowymi pożegnały się w ostatnich miesiącach: strefa euro, Dania a nawet Szwajcaria. Jedynym bastionem ultragołębiej polityki pozostał Bank Japonii. Utrzymuje on główną stopę procentową na poziomie minus 0,1 proc. Nie zmienił on jej od 2016 r., a do ostatnich podwyżek stóp doszło w Kraju Kwitnącej Wiśni jeszcze przed globalnym kryzysem finansowym z lat 2007–2009. W dziejach gospodarki światowej to cała epoka. Haruhiko Kuroda, 77-letni prezes Banku Japonii, zadeklarował po ostatnim posiedzeniu tej instytucji, że w przewidywalnym horyzoncie czasowym nie powinno dojść do żadnych podwyżek stóp. Powiedział to, choć jen stał się najsłabszy wobec dolara od 1998 r., a inflacja konsumencka przebiła cel. Doszła ona w sierpniu do 3 proc. r./r. i była najwyższa od 2014 r.
Kuroda jest jednak prezesem Banku Japonii od 2013 r. (mianował go na to stanowisko śp. premier Shinzo Abe) i dobrze pamięta, że wówczas skok inflacji był tymczasowy i nie utrwalił się. Tak samo będzie jego zdaniem w nadchodzących miesiącach. Wraz ze spadkiem cen surowców (towarzyszącym obawom przed recesją w gospodarkach Zachodu i spowolnieniem gospodarczym w Chinach) i słabnięciem efektu bazowego, odczyty inflacji będą niższe. W warunkach japońskich oznaczać to będzie, że inflacja znów znajdzie się poniżej celu, a „przedwczesne” zacieśnianie polityki pieniężnej może sprawić, że utrwali się na „zbyt niskim” poziomie znów na wiele lat.
– Nie będziemy zwlekać, jeśli będzie potrzebne luzowanie polityki pieniężnej – zapewniał prezes Kuroda po wrześniowym posiedzeniu Banku Japonii. Jego słowa mogły słuchaczom z Zachodu wydawać się przesłaniem ducha z poprzedniej epoki w dziejach gospodarki światowej...
Czas interwencji
22 września notowania japońskiej waluty zbliżały się do 145 jenów za 1 dolara. Jen był wówczas najsłabszy od 24 lat. Osiągnął on taki poziom po konferencji prezesa Kurody. Nikt co prawda się nie spodziewał, by akurat tego dnia Bank Japonii podniósł stopy procentowe. Inwestorzy liczyli jednak na jakieś wskazówki sugerujące, że być może za kilka miesięcy stopy pójdą w górę. Kuroda ich zaskoczył swoją bezkompromisową niechęcią do zacieśniania polityki pieniężnej, a to skutkowało osłabieniem jena. Do akcji musiał wkroczyć rząd, który dokonał interwencji na rynku walutowym – pierwszej od 1998 r. Kurs szybko zszedł poniżej 141 jenów za 1 USD. W połowie zeszłego tygodnia wrócił już jednak w okolice 144,5 jena. Japońska waluta straciła w tym roku 20 proc. wobec amerykańskiej. To skala deprecjacji nieco większa niż w przypadku złotego. Dla Banku Japonii wydaje się ona jednak nie stanowić większego problemu.
– Interwencja została przeprowadzona w wyniku decyzji ministra finansów, jako środek potrzebny do powstrzymania nadmiernych ruchów na rynku. Myślę, że była odpowiednia. Interwencja i luźna polityka pieniężna są komplementarne – stwierdził Kuroda.