W ostatnich miesiącach w Rosji wstrzymano publikację wielu oficjalnych statystyk, w tym: dokładnych danych dotyczących eksportu oraz importu, miesięcznej produkcji ropy i gazu, danych o krajowym ruchu lotniczym, przepływach kapitału, inwestycjach zagranicznych i akcji kredytowej.
„Oficjalnie ten statystyczny blackout ma na celu ochronę rosyjskich spółek oraz obywateli przed sankcjami zachodnimi. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że Kreml obawia się publikacji danych, które ujawniają pełną skalę załamania gospodarki lub wielkości miesięcznych wydatków na wojnę” – napisała Julia Starostina, publicystka związana z Fundacją Carnegie.
Dziury w wyliczeniach
Niezależni eksperci, a także Międzynarodowy Fundusz Walutowy, jeszcze przed wybuchem wojny wskazywali na ograniczoną wiarygodność rosyjskich statystyk. Rosstat, czyli państwowy urząd statystyczny, często bowiem zmieniał metodologię, a Putinowi zdarzało się wielokrotnie wymieniać jego szefów. Obecny szef Rosstatu Siergiej Gałkin objął stanowisko w maju i jest byłym wiceministrem gospodarki. To oczywiście rodzi obawy przed polityczną ingerencją w statystyki.
Zastanawiające są choćby dane o rosyjskiej inflacji. Inflacja konsumencka oficjalnie wyniosła w czerwcu 15,9 proc., to inflacja bazowa, czyli nieobejmująca cen żywności, paliw oraz energii, sięgała wówczas 19,2 proc. „Oficjalne dane w podziale sektorowym wskazują, że sytuacja jest nawet gorsza. Sektory najbardziej zależne od międzynarodowych łańcuchów dostaw mierzą się z inflacją wynoszącą od około 40 proc. do 60 proc. Odnosi się to do branży technologicznej, usług hotelarskich, AGD i zachodnich samochodów” – piszą analitycy Yale School of Management.