Jak wynika z danych zgromadzonych przez agencję Bloomberga, obecnie unieruchomionych jest ponad 16 proc. frachtowców, czyli tyle samo, ile w ostatnich miesiącach 2008 r. W portach pozostaje około 30 proc. kontenerowców, 20 proc. tankowców i około 15 proc. masowców do przewozu węgla oraz rud żelaza.Zdaniem Andreasa Vergottisa, kierującego zespołem analitycznym w funduszu hedgingowym Tufton Oceanic, zapaść w handlu morskim jest w rzeczywistości jeszcze głębsza, bowiem armatorzy godzą się na rejsy bez pełnego załadunku.
Jednak wysoki odsetek bezczynnych statków odzwierciedla w dużej mierze zbyt szybką ekspansję światowej floty handlowej. Popyt na frachtowce osiągnął szczyt w połowie 2008 r., tuż przed załamaniem w handlu. – Większość zamówionych wówczas statków zostanie dostarczona – ocenia Georgij Slavov z firmy analitycznej ICAP Schipping. Jego zdaniem, w tym roku armatorzy dostaną 837 nowych jednostek, a w przyszłym 1256. – Żadne ożywienie w handlu tego nie zrekompensuje – wskazuje analityk firmy brokerskiej Lorentzen & Stemoco Erik Nikolai Stavseth.
Nadpodaż statków zaciemnia też obraz, jaki wyłania się z analizy indeksu Baltic Dry. Wskaźnik ten, wyrażający koszty frachtu surowców, ale traktowany też jako trafny prognostyk koniunktury w handlu, w 2008 r. załamał się o 91,5 proc. Po tym, jak od początku roku do 10 marca skoczył o ponad 200 proc. eksperci sądzili, że to programy stymulacyjne przyjęte w największych gospodarkach świata i związany z nimi wzrost popytu na surowce wywołały ożywienie w handlu. Od tego czasu jednak BDI znów się osłabił, a spore odbicie w pierwszych dniach maja Stavseth uważa za przejściowe. Jego zdaniem, indeks ten będzie w III i IV kwartale oscylował wokół 1600–1900 pkt.
Bank Światowy przewiduje, że handel załamie się w tym roku o 6 proc., co byłoby najgłębszym spadkiem od 80 lat. Jest to jednak prognoza optymistyczna. Światowa Organizacja Handlu spodziewa się spadku o 9 proc., a Międzynarodowy Fundusz Walutowy aż o 11 proc.