Wyniki zakończonych w minionym tygodniu „testów wytrzymałościowych” wskazują, że 19 największym amerykańskim bankom nie grozi utrata wypłacalności. Zdaniem regulatorów, po uzupełnieniu kapitału łącznie o 75 mld USD będą one w stanie przetrwać zawirowania, jakie może jeszcze przynieść recesja w USA. Zaskakująco dobra kondycja gigantów nie oznacza jednak końca kłopotów sektora bankowego.
Jak wynika z raportów za I kwartał, ze 181 instytucji finansowych objętych indeksem małych i średnich spółek Russell 2500 aż 110 posiada zagrożone aktywa o wartości przewyższającej rezerwy na pokrycie ewentualnych strat. W 44 przypadkach rezerwy te są ponad dwukrotnie mniejsze, niż potencjalne straty z tytułu nietrafionych kredytów. Średnia wartość zagrożonych kredytów w bilansach instytucji finansowych z indeksu Russell 2500 w I kwartale podwoiła się w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku i sięgnęła 143 mln USD. Tymczasem rezerwy na straty z tego tytułu powiększyły się zaledwie o 35 proc., do 67 mln USD.
Jak podkreśla Patrick Fahey, prezes banku Frontier Financial, rezerwy nie muszą być równe zagrożonym kredytom, bowiem niektóre z nich mogą się jeszcze okazać ściągalne. Ponadto, większość pożyczek jest zabezpieczona nieruchomościami. Jednak zdaniem Marka Mutha, analityka w spółce Howe Barnes Hoefer & Arnett, odpisy od aktywów w bankach są nieuniknione. Aby pokryć powstałe w ten sposób niedobory kapitału, wiele instytucji będzie szukało silniejszych inwestorów. Impetu nabiera także fala bankructw. W pierwszych miesiącach tego roku upadły już 33 banki, a w 2008 r. 25.