Vitas Vasiliauskas, prezes litewskiego banku centralnego, powiedział właśnie, że cel jego rządu przyjęcia euro w ciągu trzech lat „nie jest czymś, za co trzeba się zabijać”. Jego łotewski odpowiednik Ilmars Rimsevics przed dwoma dniami wyznał, że wspólna waluta nie powinna być wprowadzana „za wszelką cenę”.
Litwa, jedyny kraj, którego kandydatura do wstąpienia do strefy euro w 2006 r. została odrzucona, i Łotwa zapewniały, że pójdą w ślad Estonii, która u siebie wprowadziła wspólną walutę z początkiem tego roku. Wraz z rozszerzaniem się kryzysu zadłużeniowego w strefie euro retoryka ta zmieniła się, a wcześniej ustalone harmonogramy przestały obowiązywać.
– Koszty członkostwa w strefie euro i płynące z tego korzyści wyglądają obecnie nieco inaczej niż kilka lat temu – powiedziała w wywiadzie radiowym litewska minister finansów Ingrida Simonyte. – Nie jestem pewna, ile z tych nowych kosztów byłoby dla nas do przyjęcia – dodała. – Mam nadzieję, że ta zmiana tonu nie będzie miała wpływu na projektowanie budżetu, bo jeśli euro przestało być pilnym celem, to zmniejszyła się gotowość do redukcji deficytów budżetowych – powiedziała Jekaterina Rojaka, ekonomistka z DnB Nord. W I kw. PKB Litwy wzrósł o 6,9 proc., Łotwy o 7,6 proc., a Estonii, która jest w strefie euro, o 8,5 proc.