Dlatego prezydent Barack Obama chce skłonić obie izby Kongresu, by poparły wielobilionowy plan naprawy finansów publicznych. Uważa, że to, co proponują republikanie w Izbie Reprezentantów, jest niepoważne.Do 2 sierpnia parlament musi podjąć decyzję o podniesieniu pułapu zadłużenia z obecnych 14,3 biliona dolarów. Jeśli tego nie uczyni, państwo stanie się niezdolne do spłaty zobowiązań. W tym tygodniu republikanie planują głosowanie nad aktem prawnym umożliwiającym zwiększenie poziomu zadłużenia o 2,4 biliona dolarów. Chcą to powiązać z poprawką do konstytucji o konieczności równoważenia budżetu. Uważają, że w ten sposób pokazaliby, iż trzymają się swoich zasad, a jednocześnie państwo uniknęłoby niewypłacalności. Projekt ten ma małe szanse uzyskania akceptacji Senatu kontrolowanego przez demokratów.
– Amerykanie nie są zainteresowani tym, co kto powiedział i sprawił komuś przykrość – stwierdził Barack Obama, nawiązując do toczących się w parlamencie negocjacji. Obywatele USA są natomiast, jego zdaniem, zainteresowani rozwiązaniem problemów budżetowych, deficytu i długu publicznego.
Według Johna Boehnera, republikańskiego spikera Izby Reprezentantów, poddany pod głosowanie 19 lipca pakiet to solidny plan posunięcia spraw do przodu. Jednakże jednocześnie Boehner przyznał, że nie przyniesie on rozwiązania problemów.
Prezydent uważa, że skala ograniczenia wydatków budżetowych proponowana przez republikanów jest dotkliwa i musiałoby temu towarzyszyć zniesienie wielu ulg podatkowych, by zapewnić dodatkowe wpływy do budżetu państwa. – Nie widziałem wiarygodnego planu, który pozwoliłby wam na uzyskanie 2,4 biliona dolarów bez negatywnych konsekwencji dla zwykłych ludzi – powiedział republikanom Barack Obama.
Wprawdzie spotkania prezydenta z liderami Kongresu obecnie nie odbywają się, ale Barack Obama, jego zastępca Joe Biden i członkowie sztabu Białego Domu są w kontakcie z parlamentarzystami i dyskutują różne warianty rozwiązania problemów deficytu budżetowego i długu publicznego. Obama jest przeciwko poprawce do konstytucji. Jej przeforsowanie wymagałoby 2/3 głosów w obu izbach Kongresu, a później musiałaby zostać zaakceptowana przez 3/4 spośród 50 stanów.