Kluczem do postępu jest seria następujących po sobie skomplikowanych kroków. Szczyt Unii Europejskiej zaplanowany na 28 czerwca będzie jedynie początkiem prawdopodobnie długiej wyprawy.
W unii bankowej są cztery podstawowe elementy: wspólne regulacje, jednolity urząd nadzoru, który zapewni, że są one wdrażane w sposób spójny, wspólny organ upadłościowy, z kompetencjami do zamykania podupadłych banków, i wreszcie wspólny fundusz gwarancji depozytów. Oczywiście, UE poczyniła postęp, jeżeli chodzi o ujednolicenie regulacji. Jednak nowa dyrektywa o rynkach kapitałowych nie została jeszcze ratyfikowana mimo trwających od roku negocjacji, a kontrowersyjna propozycja KE, by przyjąć jednolitą procedurę upadłościową, została przedstawiona zaledwie w ubiegłym tygodniu. Jeszcze bardziej problematyczna jest kwestia wspólnego nadzoru bankowego. Kto powinien sprawować tę władzę?
Niemcy uważają, że 20 – 30 najważniejszych z systemowego punktu widzenia banków powinno być nadzorowanych centralnie, a mniejsze powinny podlegać nadzorowi lokalnemu. Niemcy uważają również, że wspólny nadzór powinien dotyczyć wszystkich 27 państw członkowskich UE, by zachować integralność wspólnego rynku. To z pewnością nie spodoba się Wielkiej Brytanii.
Dopiero po wprowadzeniu wspólnego nadzoru Niemcy będą skłonne rozważyć następny krok: wspólny europejski urząd upadłościowy, wspierany przez takiż fundusz. Jeżeli chodzi o ostateczny krok w unii bankowej – wspólny fundusz ubezpieczenia depozytów, to Berlin nie widzi takiej możliwości, dopóki obecny kryzys się nie skończy. Proszenie niemieckich podatników, by wzięli na siebie odpowiedzialność za oszczędności ulokowane w podupadających europejskich bankach, mogłoby oznaczać przekroczenie jednego politycznego mostu za daleko.
Tłum. TK