Brazylia, jako rynek wschodzący, nie wywołuje obecnie ciepłych uczuć wśród inwestorów. Bovespa, główny indeks brazylijskiej giełdy, zyskał od początku roku tylko ok. 5 proc. Miał już za sobą okres szalonych zwyżek (jest o 48 proc. wyżej niż na początku 2016 r.), a teraz prezentuje się rozczarowująco nawet na tle indeksów z regionu. Argentyński Merval zyskał przecież od początku roku 32 proc., meksykański IPC wzrósł o prawie 10 proc., a chilijski IPSA zyskał 16 proc. Brazylijska waluta, real, umocniła się od początku roku o 1,6 proc. wobec dolara, co jest również bardzo przeciętnym wynikiem, ale przez ostatnich pięć miesięcy straciła do amerykańskiej prawie 6 proc. Nastroje inwestorów wobec Brazylii wyraźnie się pogorszyły, choć przecież kraj wyszedł już z recesji i w pierwszym kwartale doświadczył 1 proc. wzrostu PKB. Na gorsze nastroje wobec największego rynku Ameryki Południowej z pewnością ma wpływ tegoroczna przecena na rynku naftowym, ale w dużo większym stopniu polityka. Brazylii grozi drugi impeachment prezydenta w ciągu dwóch lat, a na jaw wychodzą coraz to nowe skandale korupcyjne.
Skorumpowani do szpiku kości
W maju 2016 r. ze stanowiska została odwołana przez parlament socjalistyczna prezydent Dilma Rousseff. Odwołano ją w związku z gigantyczną aferą korupcyjną wokół państwowego koncernu naftowego Petrobras i powiązanej z nią sieci kupowania wpływów. W ramach śledztwa o kryptonimie „Myjnia samochodowa" skazano w związku z korupcją w Petrobrasie blisko setkę osób, a ich łączne wyroki przekroczyły 1000 lat więzienia. Rousseff nie została przyłapana na łapownictwie, ale była wcześniej przewodniczącą rady nadzorczej Petrobrasu, i to w czasie, gdy ten korupcyjny system powstawał. Jej następcą na stanowisku prezydenta został dotychczasowy wieceprezydent Michel Temer, polityczny weteran, szef programowo obrotowej Partii Ruchu Demokratycznego i zarazem jeden ze sprawców „konstytucyjnego puczu", w ramach którego pozbyto się Rousseff. Po przejęciu najwyższej władzy dokonał zwrotu w polityce gospodarczej państwa – z socjalistycznej ku bardziej probiznesowej. Inwestorzy to docenili, na co wskazywały choćby silne zeszłoroczne zwyżki indeksu Bovespa.
Wielkie gospodarcze i polityczne nadzieje związane z rządami Temera są już jednak przeszłością. Obecny prezydent był już od dawna posądzany o korupcję, ale tym razem prokuratura zdołała zgromadzić przeciwko niemu bardzo solidny materiał. Temer stał się pierwszym urzędującym prezydentem, któremu prokuratorzy przedstawili zarzuty przyjmowania łapówek. Prowadzą też śledztwo w sprawie dokonywanej przez niego obstrukcji wymiaru sprawiedliwości, a także uczestnictwa w zorganizowanej grupie przestępczej. W maju dziennik „O Globo" opublikował stenogramy rozmów prezydenta dotyczących łapówek otrzymywanych od Joesleya Batisty, prezesa JBS, największego brazylijskiego producenta mięsa. Temer na tych nagraniach zatwierdzał również przekazywanie łapówek swojemu politycznemu sojusznikowi Eduardo Cunha, będącemu wówczas przewodniczącym izby niższej parlamentu (odszedł z tego stanowiska w niesławie i ma zarzuty korupcyjne). Po ujawnieniu tych stenogramów przez kraj przetoczyła się fala protestów związkowców (i tak już nielubiących prezydenta z powodu forsowanej przez niego polityki cięć fiskalnych i prób liberalizacji rynku pracy), ostro tłumionych przez policję. Poparcie społeczne dla Temera spadło w sondażach do zaledwie 7 proc., a niezadowolenie z jego rządów wyrażali również politycy jego partii. Zaczęło się też sypać jego otoczenie polityczne. Geddel Vieira Lima, polityk odpowiedzialny za współpracę prezydenta z parlamentem, został aresztowany i oskarżony o malwersacje w państwowym banku Caixa Economica Federal. Pod koniec czerwca prokurator generalny przedstawił zarzuty korupcyjne wobec prezydenta. Parlament ma wkrótce zdecydować, czy głowa państwa zostanie osądzona przez Sąd Najwyższy. Jeśli zdecyduje o tym 180 deputowanych niższej izby, Temer zostanie odsunięty od władzy na 180 dni i zacznie się jego proces. Szanse na to, by po tym został przywrócony na stanowisko, są niemal zerowe. Może się okazać, że aż do 2018 r. tymczasowym prezydentem będzie kolejna po Temerze osoba w linii sukcesji – Rodrigo Maia, przewodniczący niższej izby parlamentu, polityk centroprawicowej partii Demokraci.