Chiński przywódca Xi Jinping z pewnością nie rzuca słów na wiatr. Gdy 17 sierpnia zabrał głos podczas tradycyjnej konferencji politycznej w nadmorskim kurorcie Beidaihe, zaczęto uważnie analizować wygłoszone tam przez niego przemówienie. Co prawda jest ono znane tylko z omówienia opublikowanego przez państwową agencję Xinhua, ale na pewno położono w tym skrócie akcent na to, co chciał przekazać przywódca. Xi mówił tam o konieczności budowy „wspólnego dobrobytu" i dzielenia się bogactwem. Jako tych, którzy mają się nim podzielić wskazywał ludzi bardzo bogatych oraz wielkie spółki. Podczas konferencji w Beidaihe, chińscy oficjele zgodzili się, że „wspólny dobrobyt nie oznacza dobrobytu dla niewielu" i wezwali do „rozsądnego dostosowania nadmiernych dochodów". W kraju, w którym w zeszłym roku przybyło 250 miliarderów, takie słowa zapowiadają zmianę polityki. Ta zmiana już się właściwie zaczęła. Od jesieni zeszłego roku trwa przecież w ChRL kampania zaostrzania regulacji dla gigantów technologicznych, rozpoczęta zablokowaniem gigantycznego IPO firmy Ant Group, należącej do Jacka Ma, jednego z najbogatszych Chińczyków. W lipcu restrykcje dotknęły kolejne branże (najmocniej prywatny sektor edukacji, któremu de facto zabroniono osiągania zysków) – od firm medycznych po producentów alkoholu. Niektóre z wprowadzonych zmian mogą być korzystne dla społeczeństwa. Na przykład to, że władze wydały wytyczne mówiące, że źle widziane będzie utrzymywanie przez firmy systemu pracy znanego jako „996", czyli pracy od 9 rano do 21 przez sześć dni w tygodniu. Niezależnie jednak od tego, na ile poszczególne zmiany są korzystne dla zwykłych Chińczyków, da się zauważyć, że chińskie władze wyraźnie przestają faworyzować wielki biznes. Na ludzi, którzy się dorobili w Chinach majątków przez ostatnie dekady, pada nawet cień podejrzenia. To wyraźnie odbiega od dotychczasowej filozofii chińskich władz.
ESG po chińsku
Gdy w 1985 r. ówczesny chiński przywódca Deng Xiaoping przyjmował delegację prezesów amerykańskich korporacji, mówił im o swojej wizji przekształcenia Chin w kraj otwarty na kapitalizm. – Pewne tereny i pewni ludzie wzbogacą się jako pierwsi, a później stopniowo osiągniemy wspólny dobrobyt – przekonywał Deng. Jego słowa nie różniły się zbytnio od modnej wówczas na Zachodzie neoliberalnej teorii o „skapywaniu" bogactwa. Deng otwierał Chiny na zachodni kapitał po totalitarnych szaleństwach ery Mao Zedonga i chciał przekształcić swój kraj w globalną potęgę przemysłową. By osiągnąć ten cel, ułatwiał życie biznesowi. Jego politykę kontynuowały kolejne ekipy rządzące Chinami. Choć Państwo Środka nadal było krajem rządzonym twardą ręką przez Komunistyczną Partię Chin, to jednak w praktyce rządził nim pieniądz. Francuscy ekonomiści Antoine Brunet i Jean-Paul Guichard nazwali nawet ChRL państwem „totalitarnego kapitalizmu".
Temu modelowi rozwoju towarzyszyło pogłębianie się nierówności. Według wyliczeń Thomasa Pikkety'ego kontrowersyjnego ekonomisty z Paryskiej Szkoły Ekonomii, udział najbogatszych 10 proc. Chińczyków w dochodzie narodowym wzrósł z 27 proc. w 1978 r. do 41 proc. w 2015 r. (Oczywiście te najbogatsze 10 proc. w 1978 r. nie zaliczało się do grona bogaczy jak na zachodnie standardy). Według firmy badawczej Caixin, najbogatszy 1 proc. Chińczyków ma obecnie w swoich rękach 31 proc. bogactwa kraju. Silne dysproporcje widać między regionami kraju. W tym roku średni dochód rozporządzalny mieszkańca Szanghaju to 7508 juanów miesięcznie (4450 zł), podczas gdy średnia dla wszystkich chińskich miast wynosi 4021 juanów, a dla obszarów wiejskich 1541 juanów. Chiński premier Li Keqiang mówił w styczniu, że około 600 mln ludzi w Chinach, czyli 43 proc. ich populacji, osiąga dochody mniejsze niż 1000 juanów (593 zł) miesięcznie. Chiny mają jednocześnie setki milionów biedaków i więcej miliarderów niż jakikolwiek inny kraj na świecie (czyli ponad tysiąc).
– Władze od dawna mówią o „czterech wielkich górach", czyli o: edukacji, opiece zdrowotnej, mieszkaniach i opiece nad osobami starszymi, na które nie stać zwykłych ludzi. To są przeszkody, który ciążą społeczeństwu chińskiemu i pogarszają przepaść majątkową. Xi Jinping chce przepchnąć te „cztery wielkie góry". To, czy mu się to uda, jest inną sprawą, ale taki jest kierunek jego polityki i ma on nadzieję, że będzie to polityczny spektakl – stwierdził w rozmowie z magazynem „The Epoch Times" Gao Yu, dysydent więziony kiedyś w Chinach za swoją pracę dziennikarską. Jego zdaniem obecne działania Xi Jinpinga są związane z zaplanowanym na przyszły rok XX Narodowym Kongresem Partii, na którym zostaną wybrane władze KPCh na najbliższych pięć lat. Xi Jinping chce sobie zapewnić na tym kongresie wybór na trzecią kadencję bez żadnej znaczącej opozycji i zwiększyć kontrolę nad aparatem władzy.