Nadal możemy zakładać, że wzrost płac w tym roku w sektorze przedsiębiorstw będzie nieco niższy niż w ub.r., w pobliżu 10 proc., zamiast 12 proc. Tę prognozę wspiera to, że w minionym roku osłabł nieco popyt na pracę w związku z osłabieniem aktywności w gospodarce. Co prawda teraz mamy perspektywę poprawy koniunktury, ale informacje płynące z przedsiębiorstw wskazują, że siła negocjacyjna pracowników zmalała, także za sprawą wyraźnie niższej oczekiwanej inflacji.
W drugiej połowie roku inflacja znów przyśpieszy, oczekiwania inflacyjne już przestały spadać. Do tego dojdą podwyżki płac w sferze budżetowej i w oświacie, które mogą wywierać presję na podwyżki płac w sektorze prywatnym. Czy to nie sprawi, że wynagrodzenia będą jednak rosły szybciej niż w ub.r.?
To mało prawdopodobne. Inflacja w II połowie roku wzrośnie do około 5 proc., ale średnio w br. będzie, według naszej prognozy, w okolicach 4 proc., czyli trzykrotnie niżej niż w ub.r. Sądzę, że gospodarstwa domowe wyraźnie odczuwają, że ceny rosną dużo wolniej.
Przy takim scenariuszu inflacyjnym i nawet lekkim spowolnieniu wzrostu płac, siła nabywcza wynagrodzeń będzie rosła w tempie około 6–7 proc. rok do roku, a w porywach nawet 8–9 proc., jak w styczniu. W 2008 r., gdy poprzednio realne płace rosły tak szybko, mieliśmy w Polsce boom konsumpcyjny z prawdziwego zdarzenia. Czy teraz też należy oczekiwać takiego wystrzału popytu?
Na pewno konsumpcja solidnie odbije, ale my spodziewamy się nieco bardziej umiarkowanego wzrostu popytu niż w trakcie tamtego boomu, o około 4 proc. Powodów jest kilka. Po pierwsze, dane GUS wskazują, że po skokowym wzroście w trakcie pandemii, w kolejnych latach oszczędności gospodarstw domowych spadały. Nadwyżkowe oszczędności z czasów covidu, które poskutkowały wystrzałem popytu na dobra trwałego użytku w 2021 r., już się wyczerpały. Zakładamy, że teraz gospodarstwa domowe będą dążyły do odbudowy poduszki finansowej. Będzie temu sprzyjało utrzymywanie przez RPP stóp procentowych na stosunkowo wysokim poziomie. Wobec spadku inflacji, realne stopy oprocentowania depozytów powinny wzrosnąć, co będzie impulsem dla konsumentów, żeby odłożyć w czasie część wydatków.
Jeszcze pod koniec ub.r. spodziewał się pan, podobnie jak większość ekonomistów, że Rada Polityki Pieniężnej obniży w tym roku stopę referencyjną NBP o co najmniej 0,5 pkt proc. Dzisiaj takich prognoz praktycznie nie ma, oczekiwana jest raczej stabilizacja na poziomie 5,75 proc. Czy prawdopodobny jest scenariusz, w którym RPP będzie musiała pomyśleć o podwyżkach stóp procentowych?