Produkcja w polskim przemyśle przetwórczym zmalała w listopadzie po raz siódmy z rzędu. Wobec słabnącego popytu firmy zmniejszały zapasy i zatrudnienie. Ale hamujący wzrost kosztów i ustępujące zaburzenia w łańcuchach dostaw sprawiły, że w przyszłość przemysłowcy patrzą z nieco większym optymizmem.
Taki obraz sytuacji w polskim przemyśle przetwórczym maluje PMI, wskaźnik bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki około 250 przedsiębiorstw. Jak podała w czwartek firma S&P, w listopadzie PMI wzrósł do najwyższego od pięciu miesięcy poziomu 43,4 pkt z 42 pkt w październiku. Zwyżka nie jest dużą niespodzianką po tym, jak wstępne dane sprzed tygodnia pokazały wzrost PMI w przemyśle strefy euro (ostateczny wynik to 47,1 pkt, po 46,4 pkt w październiku). Ale ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści spodziewali się przeciętnie odbicia tego wskaźnika tylko do 42,8 pkt.
Pomimo większej od oczekiwań zwyżki PMI pozostaje zdecydowanie poniżej 50 pkt, co teoretycznie oznacza, że koniunktura w przemyśle przetwórczym pogorszyła się w porównaniu z poprzednim miesiącem. Dystans od tej granicy to miara tempa tego pogorszenia. W tym świetle recesja w przemyśle, trwająca już od siedmiu miesięcy, jest wciąż głęboka. Od wakacji PMI stale utrzymuje się w okolicy 41–43 pkt, gdzie poprzednio był wiosną 2020 r.
Zamiana ról
Jak dotąd tzw. twarde dane nie potwierdzały tej zapaści w przemyśle. W środę GUS podał, że w III kwartale wartość dodana w przemyśle po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych zwiększyła się realnie (w cenach stałych) o 1,9 proc. w stosunku do II kwartału, gdy z kolei zmalała o 0,3 proc. W stosunku do poprzedniego roku wzrosła o 9,6 proc. To jeden z najlepszych wyników ostatnich lat.