To jeden z kilku wniosków, do których prowadzi wrześniowy odczyt PMI, wskaźnika koniunktury w polskim przemyśle przetwórczym, bazującego na ankiecie wśród menedżerów około 250 przedsiębiorstw. Poza tym maluje on wciąż bardzo ciemny obraz tego sektora, chociaż na pozór jest inaczej. Z drugiej strony tzw. twarde dane tego obrazu jak dotąd nie potwierdzały.
Przedwczesny pesymizm
Jak podała w poniedziałek firma S&P, we wrześniu PMI wzrósł do najwyższego od czerwca poziomu 43 pkt, z 40,9 pkt w sierpniu. Ten ostatni odczyt był najniższy od maja 2020 r., a ankietowani przez „Parkiet” ekonomiści przeciętnie spodziewali się kolejnej zniżki tego wskaźnika, do około 40 pkt.
W tym świetle wrześniowa zwyżka PMI jest sporą niespodzianką, ale nie zmienia szerszego obrazu sytuacji w polskim przemyśle przetwórczym. Każdy odczyt tego wskaźnika poniżej 50 pkt teoretycznie oznacza bowiem, że koniunktura w tym sektorze pogorszyła się w porównaniu z poprzednim miesiącem. Dystans od tej granicy to miara tempa tego pogorszenia. PMI sugeruje więc, że we wrześniu recesja w przemyśle trwała w najlepsze, choć była łagodniejsza niż wcześniej.
W rzeczywistości, jak pokazywały ostatnio dane GUS, w lipcu i w sierpniu produkcja sprzedana przemysłu akurat rosła nawet w ujęciu miesiąc do miesiąca (i po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych). – Sugeruje to, że obawy o tzw. techniczną recesję (dwa z rzędu kwartalne spadki PKB – red.) w polskiej gospodarce w tym roku się nie spełnią. Spodziewamy się, że PKB w III kwartale zwiększył się o 0,4 proc. po spadku o 2,1 proc. w II kwartale – zauważył Andrzej Kamiński, ekonomista z Banku Millennium. Jak jednak dodał, w IV kwartale PKB prawdopodobnie znów spadnie, m.in. za sprawą dekoniunktury w przemyśle. To oznacza, że spadek aktywności w tym sektorze, na który już teraz wskazuje PMI, wystąpi z pewnym opóźnieniem.