Czy nie sądzi pan, że ze względu na dużą niepewność i zmienność inflacji RPP powinna przyjąć na potrzeby komunikacji z uczestnikami życia gospodarczego jakiś pomocniczy, pośredni cel inflacyjny? Na przykład oświadczyć, że będzie dążyła do tego, aby w 2023 r. inflacja była jednocyfrowa? Perspektywa powrotu inflacji do celu NBP jest bowiem tak odległa, że wielu obserwatorów polityki pieniężnej ma wrażenie, że RPP w praktyce ten cel porzuciła.
W żadnym razie nie porzuciliśmy. W tak niepewnych czasach im więcej kryteriów, na których koncentrować miałaby się polityka pieniężna, tym gorzej. Wydaje mi się, że taki pośredni cel zmniejszyłby wiarygodność RPP, a nie zwiększył. To, że cel inflacyjny ma średniookresowy charakter, wyklucza gwałtowne, nerwowe decyzje Rady z jednej strony, z drugiej zaś bieżące oceny stopnia jego realizacji. I dlatego jest to dobre rozwiązanie. Nie należy gospodarki poddawać szokowym zmianom istotnych parametrów jej funkcjonowania, szczególnie w sytuacji, gdy i tak mierzymy się z olbrzymimi szokami zewnętrznymi.
Jaką rolę w pańskich decyzjach odgrywa kurs złotego? W komunikatach RPP podkreśla, że umocnienie złotego byłoby zgodne z kierunkiem polityki pieniężnej, ale Rada nie robi wiele – choćby w sferze komunikacji z rynkiem – aby do tego umocnienia doprowadzić.
W obecnej sytuacji nie jest to dla mnie problem dużej wagi. Uważam, że płynny kurs złotego, obowiązujący od 12 kwietnia 2000 r., jest dużą wartością. Dzięki temu złoty pełni funkcję zderzaka czy też amortyzatora, który łagodzi ewentualne szoki. Co więcej, obecny poziom kursu jest dobry z gospodarczego punktu widzenia – zarówno patrząc z perspektywy eksportu, jak i importu. Umocnienie złotego pomogłoby w walce z inflacją, ale ten mechanizm nie jest tak silny, jak się może wydawać. W tak niepewnych okolicznościach droga od kursu waluty do ceny produktów importowanych na półkach jest daleka. Umocnienie złotego mogłoby zginąć gdzieś w rentownościach pośredników. Istnieje więc duże ryzyko, że aktywne próby wpływania na kurs złotego byłyby z jednej strony kosztowne, a z drugiej mało efektywne.
W 2023 r. znacząco wzrosną potrzeby pożyczkowe rządu. Część ekonomistów uważa, że jeśli będzie miał trudności ze sprzedażą obligacji, na tym rynku będzie musiał interweniować NBP, wznawiając skup tych papierów w ramach strukturalnych operacji otwartego rynku. Wiem, że taka decyzja byłaby w gestii zarządu NBP, a nie Rady, ale Rada pośrednio by w niej uczestniczyła. Jak się zdaje, wznowienie SOOR wymagałoby uprzedniej obniżki stóp procentowych. Taki scenariusz jest prawdopodobny?