Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, który obejmuje podmioty z co najmniej dziesięcioma pracownikami, zwiększyło się w maju o 13,5 proc. rok do roku, po zwyżce o 14,1 proc. w kwietniu – podał we wtorek GUS.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że wzrost płac ponownie przyspieszył, tym razem do 14,7 proc. Niespodzianka jest tym większa, że w poprzednich trzech miesiącach przewidywania ekonomistów okazywały się zdecydowanie zbyt niskie. Jednocześnie wzrost płac stale przekraczał inflację, choć ta z miesiąca na miesiąc przyspieszała. Sprzyjało to ocenom, że w Polsce rozkręca się spirala płacowo-cenowa. W maju inflacja wyniosła 13,9 proc. rok do roku, czyli przekroczyła wzrost wynagrodzeń. Nie licząc wiosny 2020 r., z takim zjawiskiem mieliśmy poprzednio do czynienia na przełomie 2012 i 2013 r. Polska gospodarka otarła się wtedy o recesję, a konsumpcja była w stagnacji.
Także dziś spadek realnych (skorygowanych o inflację) wynagrodzeń ekonomiści postrzegają jako zwiastun spowolnienia gospodarczego. – Realny poziom wynagrodzeń będzie naszym zdaniem kontynuował spadek, co przełoży się na obniżenie dynamiki konsumpcji oraz spowolnienie wzrostu – ocenia Karol Pogorzelski, ekonomista z banku Pekao.
Zamazany obraz
Oczekiwane spowolnienie wzrostu konsumpcji nie będzie prawdopodobnie gwałtowne. Przeciętne zatrudnienie (tzn. przeliczone na pełne etaty) w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w maju o 2,4 proc. rok do roku, po zwyżce o 2,8 proc. w kwietniu. To wynik poniżej mediany szacunków ekonomistów w ankiecie „Parkietu" (2,6 proc.). Sprawił jednak, że wzrost funduszu płac – czyli miary dochodów z pracy – wciąż przewyższał inflację.