- Przyjęcie euro jest naszym strategicznym celem, jednak pozostawanie poza strefą, w obecnych burzliwych czasach wydaje się mądrym rozwiązaniem - wyjaśnia szef banku centralnego w wywiadzie z niemieckim dziennikiem. Swoją opinię uzasadnił kłopotami krajów peryferyjnych strefy.
W jego ocenie trudno nazwać unijną walutę atrakcyjną dopóki Grecja będzie krwawić. Nazwał ją nawet "otwartą raną unii walutowej". Nie wykluczył jednak, że gdy kłopoty miną, euro znów stanie się atrakcyjną walutą.
Kiedy to nastąpi? Belka nie chciał spekulować, tak samo ja nie chciał podawać żadnej, nawet przybliżonej daty przystąpienia Polski do wspólnoty. - Wszystko zależy od tego, kiedy sytuacja się ustabilizuje - wyjaśnił prezes NBP. - Wtedy mogłoby nawet dojść do nagłego przyspieszenia wejścia polski do euro. Dłuższe pozostawanie Polski poza unią walutową może być bowiem zbyt kosztowne.
Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na ryzyko występowania znacznych wahań kursu. To stanowi problem dla firm, zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorstw - filara polskiej gospodarki. Belka stawia jednak warunki także drugiej stronie - w jego opinii niezbędne jest, aby kraje strefy euro na nowo się zorganizowały i wzmocniły swoje instytucje. Ważne jest, aby ekonomicznie zaczęły one nadawać na tej samej fali i poprawiły kondycję finansów publicznych. Dopiero wówczas - w ocenie szefa banku centralnego - przystąpienie do strefy euro przestanie być ryzykiem tak dla przystępującego, jak i samej strefy. Zdaniem Belki póki co trudno szukać wśród Polaków euroentuzjastów.
"FTD" w swoim komentarzu chwali Polskę za to, że suchą nogą przeszła przez kryzys i wytrwale broni swoich interesów.