W piątek GUS opublikuje wstępny szacunek PKB w II kwartale. Jak oczekują ekonomiści ankietowani przez „Parkiet", ta miara aktywności w polskiej gospodarce załamała się o 8,4 proc. rok do roku. To oznaczałoby spadek o około 9–9,5 proc. w ujęciu kwartał do kwartału. Uwzględniając I kwartał, gdy PKB Polski zmniejszył się o 0,4 proc., po I półroczu gospodarka była mniejsza o około 9,6 proc. niż pod koniec ub.r.
Na tle innych państw UE, które już przedstawiły dane za II kwartał, byłby to dobry wynik – choć nie wyjątkowy. Jeszcze płytszej recesji doświadczyły m.in. Litwa oraz Szwecja. Także poza Europą nie brakuje państw, w których gospodarki pandemia uderzyła słabiej. Przykładowo PKB Korei Południowej skurczył się w I połowie br. o niespełna 5 proc., a Australii – jak szacuje tamtejszy rząd – o niewiele ponad 7 proc. Z drugiej strony większość państw zachodniej Europy została poturbowana znacznie mocniej. Gospodarka Niemiec skurczyła się w I półroczu o niemal 12 proc., Francji o 19 proc., a Hiszpanii o niemal 23 proc. Ten ostatni kraj pod względem głębi recesji równać może się jedynie z Wielką Brytanią, gdzie PKB załamał się o nieco ponad 20 proc.
Paraliżujący strach
Z czego wynikają tak duże różnice w gospodarczych konsekwencjach pandemii? Próba odpowiedzi na to pytanie stanie się zapewne przedmiotem prac naukowych. – Obecnie ekonomiści mogą to wyjaśnić tylko w ograniczonym stopniu – mówi „Parkietowi" Holger Schmieding, ekonomista z banku Berenberg.
Jasne jest, że znaczenie miała restrykcyjność ograniczeń aktywności ekonomicznej, wprowadzanych w celu zahamowania rozwoju epidemii w marcu. Pod tym względem w Europie wyróżniała się Francja, z kolei USA – poza Nowym Jorkiem – zamroziły gospodarkę w znacznie mniejszym stopniu. W rezultacie tam PKB w I połowie roku spadł o niespełna 11 proc., w porównaniu z 15,3 proc. w całej strefie euro.