I.A.: Polskie tłumaczenie MMT jest nieco niefortunne. Należałoby w tym przypadku mówić raczej o teorii „współczesnej", a nie „nowoczesnej". Ta teoria pokazuje, jak współcześnie funkcjonuje pieniądz, skąd się bierze, jaka jest w tym rola banków komercyjnych, banku centralnego i państwa. Pieniądz jest długiem kreowanym przez banki. To oznacza, że popyt kreuje pieniądz. Nie mam przekonania, że to jest dla ekonomistów oczywiste, a tym bardziej, że jest to powszechnie zrozumiałe. Wystarczy spojrzeć, jakie emocje budzi rzekome „drukowanie pieniądza" przez banki centralne. Zaletą MMT jest właśnie to, że pokazuje mechanizmy kreacji pieniądza.
Arkadiusz Sieroń (A.S.): Nawet banki centralne otwarcie przyznają, że pieniądz jest tworzony w wyniku ekspansji kredytowej. Co do tego zgoda. Zgadzam się także z tym, że MMT nie jest, ściśle rzecz biorąc, nowoczesna. To jest zbiór pewnych starych oczywistości, takich jak ta, że państwo może tworzyć pieniądz, albo ta, że państwa nie mogą zbankrutować w tym samym sensie, w jakim bankrutują prywatne firmy. To nie są tezy przełomowe. Moim zdaniem obecna popularność MMT bierze się z tego, że to jest teoria atrakcyjna na trudne czasy, oferująca magiczne rozwiązanie wszelkich trapiących nas problemów. MMT sugeruje, że możemy przestać przejmować się ponurą ekonomią, ograniczeniami wynikającymi z jej praw, inflacją oraz stanem finansów publicznych. Jeśli tylko rząd emituje walutę, to nie podlega żadnym ograniczeniom, może sfinansować wszystko: pełne zatrudnienie i misję na Marsa. To piękna, pociągająca wizja, ale ekonomia raz po raz pokazuje, że jest fałszywa. Istnieją uniwersalne prawa ekonomiczne, których nie przekroczymy, nie narażając się na istotne koszty.
Skoro pieniądz powstaje jako kredyt, to mamy wybór, czy chcemy, aby jego źródłem były prywatne banki czy też bank centralny kredytujący rząd? Czy w MMT chodzi o to, żeby znaleźć lepszą równowagę między tymi źródłami kredytu i pieniądza?
I.A.: To, kto dokładnie odpowiada za jaki procent kreacji pieniądza w gospodarce, nie jest najważniejsze. Kluczowe są cele państwa i polityki fiskalnej. Od tego, jak się te cele określi, zależy poziom i struktura wydatków państwa. Ta decyzja nie jest decyzją ekonomiczną, tylko polityczną. To jest jeden z ważnych aspektów MMT: trzeba sobie zdawać sprawę z tego, gdzie przebiega granica między polityką a ekonomią. Działanie banku centralnego czy ramy prowadzenia polityki fiskalnej nie są podyktowane prawami ekonomii, tylko decyzjami politycznymi. Ekonomia oczywiście rzuca światło na to, jakie mogą być konsekwencje tych decyzji, ale nie narzuca żadnych rozwiązań. MMT mówi, że jeśli np. społeczeństwo zdecyduje, że państwo powinno dążyć do pełnego zatrudnienia przy stabilnych cenach, to ma możliwości, żeby ten cel zrealizować.
Czy MMT to jest opis gospodarczej rzeczywistości czy zbiór rekomendacji, jak tę rzeczywistość kształtować, jeśli przed państwem postawimy inne cele niż obecnie?
A.S.: To nie jest prawdziwy opis rzeczywistości gospodarczej. Współcześnie ponad 90 proc. podaży pieniądza powstaje w systemie bankowym. Już z tego powodu fundamentalna teza MMT – że państwo, które kontroluje emisje swojej waluty, nie może zbankrutować, ponieważ zawsze może wyemitować pieniądze i spłacić wierzycieli – nie jest prawdziwa. Znamy zresztą przypadki krajów, które ogłosiły niewypłacalność, np. Rosja w latach 90. XX w. MMT to jest pewien opis alternatywnego układu instytucjonalnego, a zwolennicy tej teorii nie wyjaśniają, dlaczego obecnie istnieje inny układ, niż oni postulują. A jest tak dlatego, że działania, które proponują zwolennicy MMT, miałyby wysokie koszty, głównie w postaci inflacji. Banki komercyjne nadzorowane przez niezależny od rządu bank centralny to układ instytucjonalny, który pozwala trzymać inflację w ryzach.