Do pierwszego poziomu oporu benchmark dotarł już na poniedziałkowej sesji, a jest nim przebity wcześniej dołek z 13 stycznia (5773 pkt). Nieco powyżej (ok. 5820 pkt) znajduje się zaś poziom 50-proc. zniesienia fali zniżkowej.

Odbicie na Wall Street perfekcyjnie, przynajmniej na razie, wpisuje się w tzw. schemat sezonowy, w ramach którego marzec przynosi lokalny dołek, z którego potem rozpoczyna się wiosenne ocieplenie. Oczywiście cieniem na realizacji tego wzorca położyć się może tym razem nerwowość rynku związana z kolejnymi cłami nakładanymi przez administrację Trumpa. Być może zatem wskazówek należy szukać w roku 2018, kiedy to rozpoczęła się pierwsza runda „wojen handlowych”. Ostatnia 10-proc. korekta S&P 500 idealnie wpisuje się w tamten scenariusz, według którego po odrobieniu większości strat potem indeks ponownie zawrócił jednak ku dołkowi (i dopiero stamtąd rozpoczęła się trwalsza poprawa).

Proinflacyjny efekt wyższych ceł nie ułatwia zadania Fedowi, który na marcowym posiedzeniu wstrzymał się od zmian stóp procentowych. Nieco przeoczony w mediach został jednak ważny fakt, że od kwietnia znacznie zmniejszone zostanie tempo „ilościowego zacieśniania” (QT), czyli redukcji bilansu Fedu – to potencjalnie pozytywna wiadomość, jeśli chodzi o płynność na rynkach finansowych.