Bilans minionego tygodnia jest szczególnie korzystny dla inwestorów za oceanem. Indeks S&P 500 zyskał w ciągu pięciu sesji 1,84 proc., z nawiązką odrabiając straty z wcześniejszych dni. Po raz pierwszy od blisko dwóch lat znalazł się powyżej 4800 pkt, a do pełni szczęścia zabrakło tylko pobicia przez ten indeks historycznego rekordu. Może to być jednak kwestią najbliższych dni. Giełdy we Frankfurcie i Paryżu również mają za sobą tydzień na plusie – zyski wyniosły w ich przypadku odpowiednio 0,66 proc. i 0,6 proc. Tymczasem w Warszawie wciąż przewagę mieli sprzedający, choć już mniej wyraźną. Przez ostatni tydzień WIG20 stracił bowiem 1,14 proc. w porównaniu ze spadkiem o blisko 3 proc. w pierwszym tygodniu roku. Czy ten tydzień przyniesie w końcu przełom? Początek zapowiada się optymistycznie, choć akurat dziś zdaniem analityków przebieg notowań może być senny ze względu na święto w USA. Więcej może dziać się od jutra.
Dino balastem dla GPW, słaby start sezonu w USA
Kamil Cisowski, DI Xelion
Piątkowa sesja rozpoczynała się w Europie od wzrostów, co nie było dużym zaskoczeniem po tym, jak w czwartek wieczorem akcje w USA wymazały wyraźne spadki, a w godzinach porannych silnie rosło Nikkei. Wciąż obawy mogła jednak budzić czwartkowa publikacja CPI z USA, który, gdyby w piątek została wzmocniona niespodzianką na poziomie PPI, mogłaby wprowadzić na rynkach niepokój. Tak się jednak nie stało, inflacja PPI okazała się o 0,2 pp niższa od prognoz zarówno na poziomie głównego odczytu, jak i w ujęciu bazowym, co skutkowało dynamikami na poziomie odpowiednio 1% r/r oraz 0% r/r. Rynek przyjął dane dalszymi wzrostami, a chociaż zostały one zredukowane w końcówce sesji, finalny bilans dnia najważniejszych rynków kontynentu to zwyżki od 0,64% (FTSE100) do 1,05% (CAC40).
Problemy ze wzrostem miała tym razem Polska – WIG20 zyskał 0,11%, mWIG40 o 0,07%, a sWIG80 zamknął się neutralnie. Duże i średnie spółki wciąż czekają na powrót do stabilnej formy, ale choć w przypadku tych drugich tydzień zamknął się tym razem zwyżką. Piątkowa sesja miała właściwie jednego antybohatera – o 11,77% przy obrotach przekraczających 400 mln zł spadało Dino po tym jak negatywnie przyjęte przez rynek wyniki podało Jeronimo Martins. Skala wyprzedaży jego konkurenta, a także fakt, że nie zatrzymywała się ona do ostatniej minuty handlu, mogą być jednak zaskakujące. W ciągu jednego dnia spółka cofnęła się do poziomów z początku listopada.
S&P500 wzrosło w piątek o 0,08%, a NASDAQ o 0,02%. Giełda amerykańska odrobiła w ostatnich dniach z nawiązką straty z pierwszego tygodnia roku, co w naszej opinii w kontekście danych inflacyjnych jest bardzo dobrym wynikiem. Powiększenie zwyżek będzie zależało już od rozpoczętego w piątek sezonu wynikowego. Piątkowe wyniki banków nie zachwyciły, dzień na plusie spośród najważniejszej czwórki (JPM, BofA, Citigroup, Wells Fargo) kończyło wyłącznie Citigroup. Zysk JP Morgan został zaburzony przez 2,9 mld USD wydane na opłaty związane z przejęciem upadłych banków regionalnych w zeszłym roku, ale przychody były zaledwie o 0,4% wyższe od oczekiwań. Początek sezonu wypadł raczej marnie, choć nie musi to być żaden prognostyk na przyszłość. Większym problemem są wyceny wskaźnikowe na poziomie 19,5x przyszłe zyski i fakt, że oczekiwania w 4Q2023 zostały drastycznie zaniżone – oficjalny konsensus mówi obecnie o ich dynamice rzędu -0,1% r/r. Nie mamy wątpliwości, że po ośmioprocentowej rewizji prognoz w ciągu ostatnich 3 miesięcy rezultat finalnie okaże się dodatni, ale zarazem żadnych złudzeń, że to z pewnością nie wystarczy samo w sobie, by zwyżki były kontynuowane. Widzimy duże ryzyko, że tym razem publikacje wyników kwartalnych staną się bodźcem do korekty.