Niemal dokładnie w punkcie wyznaczonym przez uśrednioną ścieżką z ostatnich 40 lat amerykański S&P 500 wykonał gwałtowny zwrot o 180 stopni, wędrując z pięciomiesięcznego minimum w pobliże lokalnej górki z połowy października. Na krótką metę właśnie ta górka (okolice 4400 pkt) w połączeniu z linią trendu spadkowego wybiegającą z lipcowego szczytu stanowią techniczny poziom oporu, który może być dość trudno sforsować „z marszu”. Jeśli jednak sprzyjająca sezonowość nie zawiedzie, to powinien to być tylko chwilowy przystanek w trakcie większej poprawy koniunktury w końcówce roku.

Jednym z bodźców, które pomogły w „byczym” zwrocie na Wall Street, były słabsze dane z amerykańskiego rynku pracy, które zmniejszają prawdopodobieństwo kolejnych podwyżek stóp procentowych w USA. Jednocześnie trwa już odliczanie od ostatniej w cyklu podwyżki (w lipcu) do pierwszej obniżki, która historycznie nadchodziła po średnio sześciu–dziewięciu miesiącach (w zależności od sposobu liczenia).

Takie „okienko” czasowe między podwyżkami i obniżkami było na ogół korzystne dla akcji. Sytuacja na rynku pracy wymaga jednak bacznej obserwacji – oby październikowy wzrost stopy bezrobocia do poziomu najwyższego od 21 miesięcy był tylko sygnałem zdrowej, pożądanej przez Fed normalizacji, a nie początkiem większego ruchu w kierunku recesji.