Ów „derating”, mniejszy lub większy, widać dosłownie na wszystkich rynkach. Jednym z najskrajniejszych przypadków jest… polska giełda, na której wskaźnik ceny do prognozowanych zysków spółek (forward P/E) zanurkował we wrześniu do 5,5 – pod tym względem coraz bardziej zaczynamy przypominać Turcję (4,1) lub Brazylię (6,3), czyli rynki wschodzące obarczone specyficznymi czynnikami ryzyka.

Również na rynkach rozwiniętych widać radykalne ścięcie wycen na przestrzeni pierwszych dziewięciu miesięcy roku. Globalny indeks MSCI World po wrześniu notowany jest z P/E na poziomie 13,8, podczas gdy rok rozpoczynał przy prawie 20. Na plus zapisać można fakt, że obecna wartość P/E jest już kilkanaście procent poniżej ponadtrzydekadowej średniej. Jednak zdarzało się już, że wskaźnik wędrował nawet poniżej 10.

Jako najważniejszy czynnik ryzyka postrzegamy ciągle niekorzystne otoczenie monetarne, na które składają się zjawiska, takie jak agresywne podwyżki stóp procentowych m.in. w USA, przyspieszająca redukcja bilansu Fedu oraz pośrednio związane z tym kurczenie się globalnej, dolarowej podaży pieniądza. Szansą na złagodzenie tej presji byłoby pojawienie się niższych odczytów inflacji, ale z tym ciągle jest problem. W czwartek poznamy najnowsze dane na ten temat w USA – według szacunków ekonomistów tzw. inflacja bazowa znów znalazła się w okolicach tegorocznego szczytu.