Impulsem wzrostowym był powrót nadziei na zmianę w polityce Fed, a dokładniej tzw. pivot na ścieżce zacieśnienia dostępności kredytu. Jak na rynkach bywa nikt nie definiował zwrotu, starczyły spekulacje o tym, iż FOMC może wyhamować wielkość kroku na ścieżce, podnoszenia stóp procentowych w USA. Stąd mocne otwarcie tygodnia, które w przypadku S&P500 dało zwyżkę o 5,7 procent na dwóch pierwszych sesjach października i największy dwudniowy wzrost indeksu od kwietnia 2020 roku, a więc czasu kreślenia dna po pandemicznej bessie. W finale skończyło się spadkowym piątkiem, który zredukował tygodniową zwyżkę S&P500 do 1,5 procent, za co w największym stopniu odpowiada ostatnia sesja ze spadkiem indeksu o 2,9 procent, zbudowana na reakcji na comiesięczne dane Departamentu Pracy. Same dane były tylko kosmetycznie lepsze od prognoz, ale po przecenie widać, iż ciche oczekiwania rynku były znacząco niższe. Bez wątpienia dane nie pozwalają na spekulacje o zakończeniu cyklu w polityce monetarnej, ale pozwalają na zakłady, iż Rezerwa Federalna ma powody, by następne posiedzenie FOMC przyniosło kolejną podwyżkę ceny kredytu o 75 punktów bazowych i zwiększyło prawdopodobieństwo pchnięcia gospodarki w recesję.
Niezależnie od piątkowego zwrotu na rynkach, gra pod pivot w polityce Fed będzie teraz elementem stałym. Zwyczajnie taki punkt w polityce Fed zostanie osiągnięty, a perspektywa na zakończenie cyklu z każdym tygodniem będzie bliższa niż dalsza. Dlatego w kolejnych tygodniach należy oczekiwać przedłużenia gry w cieniu danych makro, z których pierwsze – inflacja CPI w USA – pojawią się w zaczynającym się właśnie tygodniu. Naprawdę polityka Fed pozostaje zależna od danych i prognoz inflacji, więc i spekulacje o zmianie w polityce Rezerwy Federalnej pozostaną zależne od danych makro. W praktyce każda publikacja będzie interpretowania w kontekście pytania „Co zrobi FOMC?”. Na chwilę obecną układ na giełdach jest ciągle bliższy walki inwestorów z Fed i uporczywych zakładów, iż amerykański bank centralny – mówiąc kolokwialnie – pęknie i zauważy, iż szybkość podnoszenia ceny kredytu pchnie gospodarkę w recesję znacznie głębszą niż mniej radykalne działania. Na usprawiedliwienie Fed trzeba jednak przywołać fakt, iż jedynym narzędziem w obecnej sytuacji, którym dysponuje FOMC jest osłabienie rynku pracy, czego nie można zrobić bez osłabienia gospodarki w całości. W takim układzie usprawiedliwieniem zachowań inwestorów jest wspomniany już wcześniej układ, w którym Fed zacznie dostrzegać ryzyko recesji głębszej od minimum potrzebnego do zahamowania wzrostu cen.
Do końca października równowagą dla skupienia uwagi na danych makro i polityce staną się wyniki kwartalne spółek. Sezon publikacji raportów za III kwartał zaczną tradycyjnie amerykańskie banki, które pierwsze dane wyślą na rynek już w końcówce tego tygodnia. Naprawdę raporty banków JP Morgan Chase, Wells Fargo, Morgan Stanley i Citigroup pojawią się dopiero w piątek – wcześniej raporty pokażą min, spółki UnitedHealth, PepsiCo i Delta Air Lines – ale właśnie sektor bankowy będzie tym, który ustawi nastroje na początku sezonu publikacji. Polityka Fed sprzyja wynikom banków, więc można oczekiwać pozytywnych zaskoczeń z tego kierunku. Również wyceny większości spółek jawią się jako atrakcyjne, choć rynek w całości nie wygląda tak dobrze na pierwszy rzut oka. Dominacja spółek technologicznych w najpopularniejszych indeksach czyni obraz rynku zwyczajnie fałszywym. Dlatego spodziewamy się, iż mieszanka przecen w pierwszych trzech kwartałach roku i pozytywnych zaskoczeń ze strony spółek może przynieść kolejną próbę odbicia. W idealnym układzie dobre wyniki spółek i lepsze od oczekiwań dane o inflacji na poziomie konsumentów byłyby fundamentem pod przynajmniej mocną korektę wrześniowych spadków, co wpisałoby się w zmienność nastrojów znaną od początku stycznia.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ