Trend spadkowy na rynkach akcji postępuje. Amerykański S&P 500 w poniedziałek naruszył poziom 4000 pkt i znalazł się na zamknięciu najniżej od ponad roku. Równie bacznie przez nas obserwowany indeks małych spółek Russell 2000 zawędrował z kolei najniżej od jesieni 2020 r. W skali globalnej do kompletu dodać można benchmark rynków wschodzących MSCI EM, który bessę rozpoczął najwcześniej (ponad rok temu) i który właśnie wykonał w jej ramach kolejny krok, wędrując poniżej dotychczasowego dołka z połowy marca.

Czy niespełna 17-proc. spadek S&P 500 ze szczytu hossy wyczerpuje już temat przeceny? Można mieć co do tego mieszane uczucia, skoro wskaźnik ceny do prognozowanych zysków spółek z jednej strony już sporo spadł – z przeszło 21 na początku roku do ok. 17 obecnie – a z drugiej nawet ten obniżony poziom ciągle nie wydaje się szczególnie niski na tle historycznym (kilkudekadowa średnia to 15,5).

Pytanie, czy ten ciągle ponadprzeciętny poziom P/E obroni się przy coraz bardziej jastrzębim nastawieniu Fedu z jednej strony (perspektywa redukcji bilansu banku centralnego od czerwca) i dalszym hamowaniu koniunktury gospodarczej z drugiej (ISM Manufacturing w kwietniu najniżej od 19 miesięcy). Aby Fed zaczął na nowo sprzyjać akcjom, musiałoby dojść albo do gwałtownego wyhamowania inflacji (mało prawdopodobne na krótką metę), albo do jeszcze poważniejszych turbulencji na rynkach.