MOEX, indeks giełdy moskiewskiej, stracił w poniedziałek 2,2 proc., a denominowany w dolarach indeks RTS spadł o 0,8 proc. Od 22 lutego, czyli od ostatniej sesji przed rosyjską inwazją na Ukrainę, pierwszy z nich spadł o 21 proc., a drugi o 32 proc. Handel akcjami na giełdzie moskiewskiej został wstrzymany po 25 lutego i przywrócony 24 marca. W zeszły czwartek i piątek można było tam obracać jedynie papierami 33 spółek. W poniedziałek przywrócono handel resztą akcji, ale sesja nadal była skrócona. Inwestorzy zagraniczni nie mogą sprzedać rosyjskich akcji do 1 kwietnia.
Pomimo niepewności związanej z wojną i sankcjami na rynek rosyjski wciąż płyną pieniądze inwestorów, ale jest to napływ stosunkowo słaby. O ile, według danych firmy EPFR Global, w tygodniu zakończonym 25 marca do amerykańskich ETF-ów inwestujących w akcje napłynęło 3,21 mld USD, o tyle do ETF-ów lokujących pieniądze w akcjach z Rosji trafiło 9,9 mln USD. Rosja wypadała pod tym względem gorzej od Polski (15,6 mln USD) czy Turcji (11,5 mln USD).
Stabilizacja waluty
Rubel umacniał się w poniedziałek o 4 proc. wobec dolara. Notowania dochodziły nawet do 96,6 rubla za 1 USD. Rosyjska waluta zyskała już 60 proc. od 7 marca (gdy kurs doszedł do rekordowych 172 rubli za 1 USD), ale od początku inwazji na Ukrainę straciła 19 proc. „The Wall Street Journal" określił obecną sytuację rosyjskiej waluty jako „śpiączkę zaindukowaną przez bank centralny".
To, że kurs rubla zdołał się w ostatnich dniach ustabilizować w przedziale 90–110 rubli za 1 dolara, jest w dużym stopniu skutkiem restrykcji wprowadzonych przez Bank Rosji. Zabronił on bankom sprzedawania klientom obcych walut przez pół roku. Ograniczył też możliwość transferowania środków z depozytów walutowych. Rząd nakazał spółkom wymieniać na ruble 80 proc. przychodów wypracowywanych w obcych walutach. Rosyjskiej walucie pomogło również to, że Putin ogłosił, że kraje „nieprzyjazne" będą musiały płacić w rublach za rosyjską ropę i gaz.