Potwierdzają to opublikowane w piątek najnowsze odczyty wskaźników wyprzedzających koniunktury (Composite Leading Indicators - CLI), obliczanych przez OECD. Ich walor polega na tym, że historycznie są mocno skorelowane z trendami na giełdach.
Niestety, najnowsze pomiary (dotyczące stycznia) wskazują na dalszy spadek. Zarówno w USA, jak i w strefie euro, CLI sięgnęły nowych minimów (odpowiednio 90,1 i 93,7 pkt).Pocieszający jest natomiast fakt, że spadek CLI jest coraz wolniejszy. W strefie euro styczniowy wskaźnik spadł w stosunku do poprzedniego miesiąca o 0,6 pkt, podczas gdy wcześniej było to dwukrotnie 0,9 pkt, a w październiku 1,1 pkt.
Gdyby taka tendencja się utrzymała, to za parę miesięcy CLI w strefie euro przestałby spadać, a to byłaby oznaka przełomu. Nieco inaczej sytuacja wygląda w USA - tam styczniowy spadek CLI nadal był pokaźny (1,4 pkt), a różnica w stosunku do rekordowej październikowej zniżki (1,7 pkt) nie jest wyraźna. Sugerowałoby to, że USA będą znacznie dłużej wychodzić z recesji, niż Europa Zachodnia, co kontrastuje z obiegową opinią na ten temat.
Najbardziej optymistyczny element piątkowej publikacji CLI dotyczy... Polski. Wskaźnik dla naszego kraju nie tylko nie spadł, ale solidnie wzrósł, z 93,7 do 94,2 pkt. Pod tym względem znaleźliśmy się w elitarnym gronie jedynie 4 krajów, dla których CLI sugeruje nadchodzącą poprawę koniunktury (są to jeszcze: Grecja, Korea Płd. i Meksyk). CLI nie jest z pewnością nieomylny, ale przypomina się ostatni odczyt wskaźnika PMI, który również wskazywał na przełom w naszej gospodarce.Być może czynniki te tłumaczą, dlaczego warszawska giełda w minionym tygodniu pozostawała tak tajemniczo niewrażliwa na kolejną falę bessy za oceanem, gdzie indeks S&P 500 runął do poziomu notowanego ostatnio na jesieni 1996 r.