Niestety, ciągle jest to zdecydowanie zbyt mało, by obwieścić trwały przełom na GPW. Mimo że od pokonania kluczowego krótkoterminowego oporu, jakim była luka bessy z 17 lutego (22 502-22 790 pkt) minęły już cztery sesje, WIG zdołał do tej pory zyskać symboliczne 1,1 proc. (licząc od górnej granicy luki bessy).
Takie mozolne tempo zwyżki jest niepokojące, ponieważ czas ucieka, a indeks szerokiego rynku w niewielkim stopniu zbliżył się do poziomu oporu, który jest o wiele ważniejszy niż wspomniana luka bessy - chodzi o szczyt z 10 lutego (24 694 pkt intraday), którego przebicie należałoby traktować jako sygnał narodzin średnioterminowego trendu wzrostowego.O tym, że czas działa na niekorzyść, świadczy oscylator stochastyczny, który dobrze oddaje krótkoterminowe wahania WIG-u. Wskaźnik ten (liczony na bazie 15 sesji) wkroczył właśnie do strefy wykupienia. Każde takie wydarzenie w perspektywie ostatnich sześciu miesięcy było zapowiedzią odwrotu kupujących i zakończenia korekty wzrostowej (na początku września 2008 r., w połowie grudnia oraz na początku stycznia br.). W takiej sytuacji jedynie wielka mobilizacja kupujących (pod wpływem jakiegoś impulsu ze świata) mogłaby uratować sytuację i doprowadzić do przebicia wspomnianego lutowego szczytu, zanim będzie na to za późno (a może już jest za późno?).
Krótko mówiąc, nie pojawiły się dotąd żadne sygnały zakończenia średnioterminowego (a tym bardziej długoterminowego) trendu spadkowego na warszawskim parkiecie.
To nie oznacza jeszcze, że w ogóle nie można znaleźć spółek, które spełniają nadzieje tych inwestorów, którzy cierpliwie wyszukują okazje na szerokim rynku. W ostatnich kilkunastu dniach pojawiło się (na razie dość wąskie) grono firm, których kursy zachowują się zdecydowanie lepiej niż WIG, a ich zwyżka wygląda na coś więcej niż zwykłą korektę, ponieważ zostały przebite konkretne poziomy oporu (przykłady to Barlinek, KGHM, Stalprodukt, Świecie).