W środę, po wzroście o 2,09 proc., indeks S&P 500 zamknął dzień na poziomie 794,35 pkt. To najwyższe zamknięcie od połowy lutego i jednocześnie ukoronowanie trwających 1,5-tygodnia wzrostów, które podniosły indeks szerokiego rynku o ponad 17 proc.Skala ostatnich wzrostów, a przede wszystkim znaczenie oporów technicznych zlokalizowanych wokół poziomu 800 pkt, każą oczekiwać, że najbliższe dni upłyną w zgoła innej atmosferze. Atmosferze realizacji zysków.
Jest bowiem mało prawdopodobne, żeby byki "z marszu" pokonały strefę podażową 790-805,22 pkt, którą tworzy 10-miesięczna linia bessy poprowadzona po szczytach z 19 września 2008 roku i 9 lutego br. (790 pkt), psychologiczna bariera 800 pkt, dołek z listopada 2008 roku na wykresie w kompresji tygodniowej (800,03 pkt), 50-proc. zniesienie spadków w okresie styczeń-marzec br. (805 pkt) i dołek z 20 stycznia br. (805,22 pkt). Tym bardziej realnym scenariuszem na najbliższe dni jest cofnięcie S&P500 do 720-735 pkt, czyli zniesienie od 50 do 61,8 proc. zapoczątkowanych 10 marca wzrostów. Ewentualne cofnięcie rynku akcji nie będzie wstępem do kolejnej fali wyprzedaży.
Umiarkowanie pozytywne informacje, jakie w ostatnim czasie napłynęły z amerykańskiego sektora bankowego (m. in. o zyskach w styczniu i lutym), brak reakcji na złe dane makro czy też pozytywna reakcja na środową decyzję FOMC o zakupach obligacji o wartości 300 mld USD w najbliższych 6 miesiącach sugeruje, że w marcu mogła rozpocząć się nieco dłuższa wzrostowa korekta. Podobne sugestie płyną z wykresu S&P500.
Dynamika zwyżki, powrót indeksu powyżej listopadowego dołka, wstępne sygnały kupna i wzrostowe dywergencje na wskaźnikach oraz utworzona na wykresie tygodniowym, zapowiadająca zmianę trendu, formacja objęcia hossy, to wszystko czynniki, które uzasadniają ruch do góry. Jego celem powinien być styczniowy lub listopa-dowy szczyt, czyli odpowiednio poziom 934,7 pkt lub 1005,75 pkt.