Faktycznie, spadek kursów na GPW koresponduje z pogorszeniem nastrojów na światowych rynkach akcji i surowców, umocnieniem dolara oraz wyraźnym osłabieniem złotego, co jest zestawem typowych objawów "awersji do ryzyka".
O ile wyprzedaż akcji nie jest zaskoczeniem, biorąc pod uwagę euforyczną skalę ostatniego odbicia na warszawskiej giełdzie, to warto zastanowić się, czy sam fakt, że kursy akcji zaczęły nurkować, jest równoznaczny z przekreśleniem wszelkich pozytywnych sygnałów, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnich tygodniach.
Przebicie linii średnioterminowego trendu spadkowego wybiegającej z wrześniowego szczytu (poprzedzającego najbardziej paniczną fazę bessy) oraz pokonanie oporu wynikającego z lutowego maksimum (24694 pkt) i położonego na tej samej wysokości listopadowego dołka to wszystko sygnały świadczące o zmianie sytuacji w średnim terminie, które nie zostały zanegowane mimo przeceny na ostatnich dwóch sesjach.
Do zanegowania tak istotnych sygnałów potrzebne byłoby przebicie równie istotnych poziomów wsparcia. W przypadku WIG-u pierwszą taką barierę można zlokalizować na wysokości 22 843 pkt. Wsparcie to wynika z lokalnego dołka z 4 lutego (po jego przebiciu powstała luka bessy 17 lutego, co zwiększa znaczenie tego dołka). Na dodatek, w przybliżeniu na tej samej wysokości znajduje się 50-proc. zniesienie ostatniej korekty wzrostowej. Dopóki ta bariera pozostaje nienaruszona, można zakładać, że ruch w górę nie odszedł na trwałe do przeszłości.
Rozpoczęty właśnie tydzień przyniesie też istotne dane makro, które stanowić będą kolejny element giełdowo-gospodarczej układanki. Już w środę poznamy odczyt PMI dla polskiego przemysłu. Jeśli okaże się, że ten bardzo mocno skorelowany z indeksami giełdowymi wskaźnik wzrósł w marcu, oznaczać to będzie, że wydłuża się zwyżkowa seria (wartość PMI zwiększyła się zarówno w styczniu, jak i w lutym). A to byłby wyraźny sygnał, że ostatnia korekta wzrostowa na GPW była czymś więcej niż tylko odreagowaniem spadków, i że miała fundamentalne podstawy.