Dla giełd po obu stronach Atlantyku zwyżki oznaczają kolejny dzień odrabiania strat. Jak oczekują analitycy, zakaz sprzedaży akcji „na krótko", który wprowadzono od dzisiaj na dwa tygodnie we Francji, Hiszpanii, Włoszech i Belgii, powinien na Starym Kontynencie przynajmniej ustabilizować notowania, a może nawet przyczynić się do krótkoterminowego rajdu w górę. Oczywiście sytuacja nadal jest bardzo niepewna i nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy po takim rajdzie nie przyjdzie kolejne załamanie i kontynuacja wyprzedaży.
Dzisiaj najlepiej na europejskim rynku spisywały się akcje banków – mieliśmy do czynienia z odreagowaniem, bo podczas wcześniejszej paniki to głównie na sektorze finansowym skupiała się uwaga sprzedających. Niektóre akcje, takie jak belgijsko-francuskiego banku Dexia, drożały nawet o kilkanaście procent.
Pod koniec dnia wszystkie główny europejskie rynki dość notowały solidne i dość zbliżone zwyżki – najwięcej, prawie 4 proc., zyskiwała giełda w Mediolanie, po ok. 3 proc. rosły główne indeksy w Paryżu i Frankfurcie, a o 2,3 proc. indeks w Londynie.
Po południu na rynki napłynęły dwa istotne raporty makroekonomiczne zza Atlantyku. Raport o sprzedaży detalicznej wprawdzie nie przyniósł zaskoczenia (dane były zgodne z prognozami), ale przynajmniej potwierdzenie, że amerykańska gospodarka jeszcze jakoś się trzyma – sprzedaż wzrosła bowiem o 0,5 proc. miesiąc do miesiąca. Sporo niepokoju zasiał jednak raport o nastrojach konsumentów publikowany przez Uniwersytet Michigan – zaufanie konsumentów spadło do poziomu najniższego od trzech dziesięcioleci, co może wskazywać, że nie będą zbyt skorzy do wydania pieniędzy i sektor detaliczny wkrótce czeka regres.
Gracze z Nowego Jorku postanowili jednak zignorować drugi z raportów. Jednakowoż nie rzucili się jednak do szaleńczych zakupów akcji – indeksy rosły, ale umiarkowanie. Około 17.30 naszego czasu zwyżka S&P 500, który dzień wcześniej zyskał 4,6 proc., wynosiła jedynie 0,5 proc.