Jak się można było spodziewać, do normy wróciły koszty finansowania dolarowych aktywów, co zmniejszyło znacząco presję na umocnienie tej waluty i m.in. dzięki temu zobaczyliśmy nowe szczyty na EURUSD. Osłabiający się dolar sprzyja wycenom ryzykownych aktywów. Indeksy akcyjne świecą się na zielono, umacniają się waluty krajów rozwijających się i rosną ceny ich obligacji. Kilkunastopunktowe wzrosty rentowności obligacji na rynkach bazowych sprawiają, że spready zawężają się obustronnie. Ten sielankowy nastrój widać też w Polsce. Obligacje długoterminowe wprawdzie pozostają w miejscu, ale rentowności z krótkiego końca spadają, co sprawia, że krzywa się wystramia.
Głównym powodem nie są czynniki globalne, ale RPP, która wydaje się ignorować polepszające dane z rynku pracy i – czekając na poprawę popytu na rynku kredytowym – oddala swoje przewidywania dotyczące terminu rozpoczęcia podwyżek. Rynek wyznacza jego początek dopiero za 15 miesięcy i jest to zgodne z tym, co komunikuje Rada. Praktycznie wszędzie dane z rynku pracy ulegają poprawie. Ożywienie gospodarcze wydaje się być solidne, najlepsze od wielu lat, a czynniki wyprzedające nie sugerują zmian tego trendu. Tymczasem rynki wydają się nie wierzyć w trwałość procesów inflacyjnych. Z radaru inwestorów zupełnie zniknęły wzrosty cen ropy, która w dolarze od połowy ub.r. urosła prawie 50 proc., oraz rosnące oczekiwania inflacyjne, zwłaszcza dla strefy euro, wyrażone rosnącymi stawkami break-even inflacyjnych swapów.