Poprzedni tydzień był dla S&P500 najgorszy od sierpnia 2011 r. Obecnie wszyscy zadają sobie pytanie, co dalej. Czy to koniec jednej z najdłuższych hoss w historii S&P 500? Moment jest dość trudny, gdyż z pewnością mamy późną fazę cyklu gospodarczego, a w konsekwencji hossy. To moment, w którym zagrożenia inflacyjne objawiają się z największą siłą. Biorąc pod uwagę styczniowa euforię, tempo wzrostu S&P500 oraz bardzo wysokie wyceny, korekta ta była wskazana. Niektórzy nazywają ja paniczną, a niektórzy zdrową. Prawda jest taka, że 10-proc. korekta historycznie jest czymś zupełnie normalnym. W rzeczywistości lata, w których ona występowała – ale gospodarka nie wpadała w recesję – rynki akcji kończyły na zielono. Trzeba zatem spojrzeć na fundamenty. Czy coś się tutaj zmieniło, czy ryzyko recesji w najbliższych kwartałach wzrosło? Wydaje się, że nie. Obniżka podatków oraz uchwalenie wzrostu wydatków o 300 mld USD w USA działają procyklicznie. Początek trendu rosnącej inflacji i cyklu podwyżek stóp na świecie w przeszłości nie powodował końca hossy, ale wzrost niepewności i zmienności na rynkach już tak. I tego pewnie należy w najbliższych tygodniach oczekiwać. Sentyment i poczucie pewności zostało poważnie zachwiane, dlatego może nam towarzyszyć nerwowość i większa niż przez ostatnie kwartały zmienność na większości klas aktywów.