W styczniu byliśmy świadkami fali euforii, która wyniosła S&P500 na nowe szczyty, aby potem – w I dekadzie lutego – przynieść 12-proc., chwilami paniczną, wyprzedaż. W marcu rynek przeszedł w fazę naprzemiennych dynamicznych zwyżek i spadków. W tej sytuacji pozostaje pytanie, czy to już koniec zwyżek.

Tempo wzrostu gospodarczego utrzymuje się na wysokim poziomie, ale niepokojąco zaczyna wyglądać spadek niektórych wskaźników wyprzedzających koniunktury, takich jak Ifo. Zagrożeniem jest również ewentualna wojna handlowa USA – Chiny. Pozostaje mieć nadzieję, że to jedynie agresywna taktyka negocjacyjna prezydenta USA, która nie przerodzi się we wzajemne sankcje. Narastają też konflikty między Arabią Saudyjską i Iranem oraz Zachodem i Rosją. Ale polityka monetarna powoli, ale jednak konsekwentnie jest zacieśniana, choć na razie głównie przez najbardziej zdeterminowany Fed.

Jeżeli spowolnienie okaże się tymczasowe, inflacja pozostanie pod kontrolą, a ryzyka wojny handlowej i geopolityczne nie zrealizują się w drastycznej formie, to prawdopodobieństwo kryzysu na miarę 2008 r. będzie niewielkie. Jednak po 10-letnim okresie zwyżek i dwóch latach od poprzednich silniejszych spadków dłuższa (trwająca kilka miesięcy) i głębsza (ponad 20-proc.) korekta spadkowa jest naturalna. W zasadzie trwa już od lutego i prawdopodobnie jej pierwsza fala właśnie osiąga apogeum, co rodzi nadzieję na uspokojenie nastrojów w II kwartale.