Sytuację komplikuje fakt, że spółka nie ma pieniędzy na realizację uchwały. – Choć nasze akcje są teraz stosunkowo tanie, to na razie nie widzę możliwości przeprowadzenia skupu. Spółka jest bowiem bardzo zadłużona – argumentuje Daniel Mzyk, prezes Pagedu.
Ze sprawozdania Pagedu wynika, że dług bankowy spółki przekracza 60 mln zł, a dodatkowe zobowiązania sięgają ok. 110 mln zł.
Paradoksem jest to, że autorem projektu jest Edmund Mzyk (ma 13,29 proc. walorów), szef rady nadzorczej Pagedu, który jest ojcem prezesa tej firmy. – Myślę, że spółka znajdzie na to pieniądze, np. ze sprzedaży nieruchomości – wyjaśnia szef nadzoru. Nie chce rozmawiać o celach buy backu ani o autopoprawce do projektu. Wstępnie w ramach skupu spółka miała nabyć do 1,62 mln akcji za nie mniej niż 20 mln zł.
Także analitycy są mniej sceptyczni niż prezes Pagedu. – Program buy backu jest rozłożony na trzy lata, więc Paged może go sfinansować z pieniędzy z bieżącej działalności – twierdzi Maciej Kabat, analityk z AmerBrokers. Przyznaje, że choć obecna sytuacja spółki nie jest dobra, to w długoterminowej perspektywie jej wyniki mogą się poprawić. Według niego przeprowadzenie skupu jest dobrym pomysłem. – Spółka poszukuje alternatywnych źródeł finansowania. Jeśli Paged zrealizuje buy back, to wzrośnie płynność jego papierów i można oczekiwać, że kurs pójdzie w górę. Wtedy spółka będzie mogła się zastanowić nad emisją i pozyskaniem kapitału na restrukturyzację – argumentuje Kabat.