Polska Izba Ochrony alarmuje, że branżę czeka kolejna fala zwolnień pracowników, bo klienci, w tym instytucje publiczne, nie akceptują skoku cen za usługi security. To efekt wyższych kosztów pracy spowodowanych podniesieniem stawki godzinowej i płacy minimalnej. A jak Impel wziął ten ostatni, trudny, płacowy zakręt?
Daliśmy radę, byliśmy przygotowani na zmiany, zaprocentowało też doświadczenie sprzed roku, kiedy solidnie odrobiliśmy lekcję związaną z renegocjacjami umów w związku z operacją ozusowania. Tym razem wykorzystaliśmy możliwość waloryzacji stawek i byliśmy w rozmowach z klientami konsekwentni. Godziliśmy się tylko na te kontrakty, które gwarantowały firmie uczciwy zarobek i pozwalały, bez naginania prawa, wywiązać się z wszelkich należności wobec ZUS i fiskusa. Kosztowało nas to jednak utratę ok. 12 proc. umów, których partnerzy nie przystali na nowe warunki uwzględniające dodatkowe koszty wynikające z urzędowych regulacji.
Straciliście więc na płacowej reformie?
Nie zmieniłem zdania: podniesienie płacy minimalnej i stawki godzinowej to pozytywny ruch. Pozwolił rozpocząć proces wyprowadzania ochrony z zaniedbań płacowych, do których doprowadziło co najmniej osiem lat upokarzającego zaniżania cen za usługi. Wymuszanie i tolerowanie marnych stawek przez usługobiorców, w tym instytucje publiczne, doprowadziło w ciągu ostatniej dekady do degradacji sektora, który służy przecież utrzymaniu bezpieczeństwa. Nowe regulacje poprawiają sytuację. Obserwujemy stopniową zmianę nastawienia do branży security przede wszystkim wśród klientów, którzy kontraktują usługi w oparciu o ustawę o zamówieniach publicznych. Z wyraźnym opóźnieniem akceptuje trend dowartościowujący naszą pracę usługobiorca komercyjny. Ale nie mam wątpliwości, że i tam, z czasem, pożądane zmiany nastąpią.
Skąd więc obecne dramatyczne sygnały o fali upadków małych firm i kolejnych redukcji w ochronie?