Nie milkną echa poniedziałkowego zawieszenia notowań na warszawskiej giełdzie. Godzinna, przymusowa przerwa sprawiła, że na GPW spadła fala krytyki i szyderstw. Inwestorzy mówią o przestarzałej technologii, niewydolnej infrastrukturze, a to i tak tylko jedne z łagodniejszych określeń.
Powodem zawieszenia była nadmierna liczba operacji na zleceniach, które mogły doprowadzić do zapchania systemu i jego niekontrolowanego zawieszenia. Komunikat tłumaczący całą sytuację pojawił się w poniedziałek wieczorem, co też rozjuszyło inwestorów, którzy do tego czasu musieli polegać na nieoficjalnych informacjach.
– Podjęliśmy świadomą decyzję, której celem było zapewnienie integralności rynku oraz równego dostępu wszystkim uczestnikom rynku do systemu – mówi „Parkietowi” Tomasz Bardziłowski, prezes GPW. Naszym zdaniem komunikacja tej decyzji również została przeprowadzona w sposób właściwy. Sytuacja była bardzo dynamiczna, dlatego pierwszy komunikat musiał być krótki i „na gorąco”. Zależało nam, by szybko poinformować rynek, a dopiero po zakończeniu sesji – kiedy mieliśmy pewność, że wszystko przebiegło zgodnie z planem – mogliśmy pozwolić sobie na bardziej szczegółowe wyjaśnienia. Taki był układ: najpierw bezpieczeństwo i skuteczna realizacja sesji, potem szerszy kontekst i odpowiedzi na pytania, które się naturalnie pojawiły. Staliśmy w poniedziałek przed realnym ryzykiem niedokończenia sesji. A to oznaczałoby konieczność rozważenia, czy sesję trzeba anulować, i to byłby znacznie poważniejszy problem – podkreśla Tomasz Bardziłowski.
Czytaj więcej
- Decydując się na zawieszenie notowań, podjęliśmy świadomą decyzję minimalizacji ryzyka, która też została dobrze zakomunikowana rynkowi - przekonuje Tomasz Bardziłowski, prezes GPW.
Szef GPW wskazuje, że docelowym rozwiązaniem, które ma pozwolić uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości, ma być wdrożenie nowego systemu WATS, co jest zaplanowane na 10 listopada. Giełda planuje także działania pośrednie, które mają zminimalizować ryzyko podobnych sytuacji.