Gra w klasy, gra w warcaby

Na naszych oczach, przy czym sami w tym też uczestniczymy, rozgrywa się nieustanny konflikt. Tak jakby bohaterowie Antygony nigdy nie odeszli, jakby ludzie nie potrafili raz na zawsze osiągnąć pokoju i spokoju.

Publikacja: 17.02.2025 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po pro

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po prostu to zrobić"

Foto: materiały prasowe

To jest na przykład konflikt racji, opinii, poglądów. Gdy wynaleziono platformy dla ich upubliczniania, bardzo szybko okazało się, że prawie każdy czuje się uprawniony do tego, by nie tylko mieć opinię w prawie każdej sprawie, ale w dodatku ją ogłaszać. A zarządzający platformami doszli w związku z tym do wniosku, że ludzi łatwo da się podzielić na zwalczające się grupy – co nazywamy polaryzacją. Bo zaczęli na tym zarabiać. Ludzie walczący cyfrowo są jeszcze bardziej ekspresywni, a więc zaangażowani, a na osobach zaangażowanych można więcej zarobić, sprzedając im różne rzeczy. Więcej niż na ludziach, dajmy na to, kontemplujących przyrodę w ogrodzie z książką w ręku. Zdumiewające, że platformy te nazywane są nadal tu i ówdzie mediami „społecznościowymi”. To chyba kluczowa manipulacja. Społeczność to jest zbiorowość wytwarzająca własne reguły społeczne i spójność celów i interesów. A nie masa dająca się ustawiać na planszy jak w warcabach. Warcaby? Właśnie zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat użyłem tego słowa na piśmie. Pewnie poprzednio to było wtedy, gdy grałem w warcaby ze swoim ojcem. Oto pożytek z pisania – zdarzają się wtedy momenty wartościowe. Jeżeli przyłożyć to kryterium do platform, na których wielu z nas pisze, to można dojść do wniosku dość krzepiącego. Są one również katalizatorem tych jaśniejszych, bardziej wartościowych przeżyć. Bo piszemy, piszemy, piszemy i wtedy czasem coś odkrywamy, u siebie lub u innych. Coś, co pomaga nam żyć.

Oprócz konfliktów rozgrywających się w wirtualnej przestrzeni mamy też konflikty bardziej realne. Chociaż dzisiaj nawet trudno dzielić przestrzeń na „realną” i wirtualną. Pamiętacie, że jeszcze niedawno to rozróżnienie było często używane jako tłumaczące, a zarazem rozdzielające dwa światy? To się też zmieniło, bo cele w świecie realnym osiąga się poprzez aktywność w tym wirtualnym (zaczynając od wyborów w polityce, kończąc na randkowaniu), a świat wirtualny pęcznieje z kolei czy wręcz tuczy się na tym, co się wydarza w tej drugiej rzeczywistości. A to znaczy, że obie zintegrowały się do tego stopnia, że trudno powiedzieć, że to są byty odrębne. I nie możemy się już pocieszać, że wprawdzie coś wygląda okropnie w wirtualu, ale przecież kondycja tego czegoś w realu jest zupełnie inna.

Staram się w tym felietonie być bardziej koncyliacyjny wobec tej zintegrowanej rzeczywistości, niż bywam w ostatnim, niepokojąco już długo trwającym, czasie. Nawet przyjaciel mój apeluje do mnie w naszych rozmowach, żebym był mniej krytyczny. Dla starszych czytelników fraza „przyjaciel mój”, którą wyżej popełniłem, jest oczywistym zapożyczeniem; młodszym wyjaśniam, że to pierwsze słowa piosenki „Obudź się” Oddziału Zamkniętego.

Pozostając w nastroju niekrytycznym, wspieranym przez fakt, że piszę ten tekst w walentynki, powiem coś dobrze o Unii Europejskiej. Otóż urzędnicy wzięli sobie, jeśli nie do serca, to do umysłu, hasło „obudź się”, i zapowiadają, że będą odkręcać Zielony Ład. Oczywiście to jest znowu efekt Trumpa, co nawet sami urzędnicy poniekąd przyznają, twierdząc że trzeba wzmocnić konkurencyjność unijnej gospodarki. Bo gdyby agresywność nowej Ameryki nie wyeksponowała słabej pozycji Europy w warcabach gospodarczych i geopolitycznych, to nie wiem, czy cokolwiek by się zmieniło.

Ciemny lud wszystko kupi, nie można więc wykluczyć, że tak właśnie pomyśleli ci, którzy musieli jakoś opakować ten odwrót od Zielonego Ładu. I wymyślili konkurencyjność. Ale ponieważ nikt nie zabronił ciemnemu ludowi posiadać pamięci, to przypomnę, że konkurencyjność to jest taki jakby już stary szlagwort, nawet w ramach tej urzędniczej nowomowy. Był taki twór, strategia lizbońska. Napisano w niej, że do roku któregoś tam – a jest to dokument tak bardzo bezwartościowy, że nawet nie chce mi się sprawdzać, kiedy miał nastąpić ten przełomowy moment – Unia Europejska doścignie, a następnie prześcignie w innowacyjności Amerykę.

Mam wrażenie, że teraz rolę dokumentu o strategii lizbońskiej pełni raport Draghiego. To jest dokument bardzo słaby, nic tam nie ma, jeśli chodzi o konkretne projekty czy przedsięwzięcia, tylko diagnozy, które wszyscy znamy. Strategia lizbońska to był przynajmniej kawałek, co prawda grafomańskiej, ale jednak, literatury fantasy. Notabene z perspektywy złośliwości ciekawi mnie, czy Mario Draghi ten swój raport czytał – bo że go nie pisał, to dla mnie rzecz pewna. Stawiałbym na to, że go nie czytał. Pewnie jacyś pisarczykowie zreferowali mu główne tezy na spotkaniu „zamykającym projekt”, a Mario powiedział OK, ewentualnie miał uwagę do tytułu opracowania. W świat poszło jako raport Draghiego. Zdumiewające, jak wiele elementów feudalizmu istnieje w demokracji opartej na koncepcji reprezentacji.

Miało być mniej krytycznie, więc na koniec powiem, że to rzecz jasna dobrze, że tłuste koty potrafią czasem zdobyć się na to, by zatrąbić do odwrotu. I że tłuste koty co jakiś czas odświeżają stare pojęcia. To uczy relatywizmu, czyli tego, by do niczego, jeśli chodzi o tak zwane wielkie trendy regulacyjne, się nie przywiązywać. Znając te mechanizmy, można nawet antycypować, co zrobią tłuste koty za kilka czy kilkanaście lat. To nie jest horyzont atrakcyjny dla inwestora spekulującego, ale dla średnioterminowego już tak. Zamiast się więc denerwować z powodu rządów tłustych kotów, trzeba samemu stać się przekotem.

Felietony
Ryzyka inwestycji w podmioty sektora MedTech
Felietony
Akcja deregulacja
Felietony
Wzrost w niepewnych czasach
Felietony
Odpowiedź na amerykańskie limity?
Felietony
Distressed M&A – polski rynek przejęć firm znajdujących się w trudnej sytuacji
Felietony
Jak uwolnić firmy od polityki?