W większości przypadków proces ten postrzegany jest jako wyraz głębokiego kryzysu europejskiej gospodarki. I rzeczywiście, wydaje się, że jest w tym sporo prawdy. Warto jednak pamiętać, że kryzys to ukryta szansa. Dobrze oddaje to słowo weiji, oznaczające „kryzys” w języku chińskim. Składa się ono z dwóch znaków; pierwszego oznaczającego niebezpieczeństwo/zagrożenie i drugiego – punkt zwrotny, okazję/szansę.
Na czym miałaby polegać ta szansa w odniesieniu do obecnej sytuacji? By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba odwołać się do natury wyzwania, przed jakim stoi europejska gospodarka. Otóż jest ona poddana różnego rodzaju szokom: technologicznemu, demograficznemu, temu związanemu z geopolityką oraz surowcowemu (więcej o nich pisałem w „Cztery szoki, które zmieniają gospodarkę”, „Parkiet”, 10.02.2023). Efektem ich oddziaływania są silne zmiany cen relatywnych i to w bardzo wielu wymiarach: ceny pracy w stosunku do kapitału, surowców w stosunku do produktów końcowych, jednych towarów wobec drugich, jednej waluty wobec innych, jednych wynagrodzeń wobec innych itd. To z kolei oznacza, że mamy zmiany perspektyw zyskowności w zasadzie wszelkich form prowadzenia biznesu, w jednych branżach/firmach in plus, w innych in minus. Ostateczną konsekwencją tych procesów będzie stopniowa zmiana struktury gospodarki, a w ślad za tym nowe miejsce Europy w globalnym podziale pracy.
To, co się obecnie dzieje na europejskim rynku pracy, dobrze odzwierciedla wspomniany proces kształtowania się nowej struktury – część działalności przestaje być opłacalna, pytanie czy i jakie wyłonią się nowe. W kontekście makroekonomicznym najważniejszą kwestią będzie nie to, czy zwalniani teraz i w przyszłości znajdą pracę – bo biorąc pod uwagę sytuację demograficzną, z wysokim prawdopodobieństwem ją znajdą – ale jaka to będzie praca. Czy w konsekwencji zmian strukturalnych w Europie powstaną nowe, tzw. dobre miejsca pracy (o wysokiej produktywności i wynagrodzeniach), czy też powstawać będą głównie w obszarze prostych usług.
Co jest potrzebne dla tworzenia dobrych miejsc pracy? Europa jak tlenu potrzebuje rozwoju nowoczesnych przemysłów i usług. Przez lata utknęła – zamrażając zasoby – w sztywnych ramach wyznaczanych przez tradycyjne przemysły, takie jak samochodowy. Wyrazem tego jest chociażby struktura biznesowych nakładów na badania i rozwój. Z danych firmy doradczej McKinsey wynika, że w Unii aż 50 proc. z nich przypadało na branżę motoryzacyjną. Dla porównania w USA 85 proc. koncentrowało się w nowoczesnych i szybko rozwijających się gałęziach przemysłu, m.in. tych związanych ze sprzętem teleinformatycznym, ale także farmacji i biotechnologii. W efekcie powszechnie mówi się już dziś o poważnym ryzyku dla Europy, jakim jest utknięcie w pułapce średnich technologii, a stąd już prosta droga, by z regionu, który kiedyś wyznaczał standardy zamożności, spaść do globalnej drugiej ligi.
W tym kontekście obecna fala zwolnień grupowych może być postrzegana jako szansa na nowe rozdanie. Uwalniane są zasoby, które można realokować do nowych obszarów działalności, wykorzystać w kontekście pożądanej zmiany strukturalnej. Wygląda na to, że pod wpływem kryzysu zastałe struktury zaczynają pękać. Można też oczekiwać zmian w sposobie myślenia o gospodarce – do tej pory było ono w wielu krajach (szczególnie w Niemczech) zdominowane przez skostniałe elity biznesowo-polityczne, skupione wokół tradycyjnych sektorów (tzw. tłuste koty), skoncentrowane na zachowaniu status quo, a nie promowaniu nowych, rozwojowych obszarów gospodarki.