Wariat, głupiec, ruska onuca czy polityczny geniusz?

Czy Donald Trump oszalał, nakreślając wizję owocnej współpracy USA z Rosją? A może podczas rozmowy z Putinem został omamiony przez niego do tego stopnia, że w jego oczach rzeczywiście to Ukraina swoim działaniem doprowadziła do eskalacji konfliktu z Rosją w lutym 2022 r.? A może jest po prostu ruskim agentem zwerbowanym przez KGB lata temu i wykorzystuje swoją obecną pozycję polityczną do działania na korzyść Federacji Rosyjskiej?

Publikacja: 04.03.2025 06:00

Dawid Bąbol zarządzający, Beta ETF

Dawid Bąbol zarządzający, Beta ETF

Foto: materiały prasowe

Takie i inne pytania zadają sobie dziś śledzący poczynania prezydenta USA i jego administracji. Ale co, jeśli Trump zachowuje się w taki sposób po to tylko, by Stany Zjednoczone osiągnęły cele strategiczne i wzmocniły pozycję na arenie międzynarodowej? A przy okazji, by hasło wyborcze „America first” zostało urzeczywistnione w odbudowie siły gospodarki USA i jej klasy średniej.

Spójrzmy bowiem na tę sytuację i jej konsekwencje z nieco szerszej perspektywy. W 2018 r. USA podjęły próbę utrzymania globalnej hegemonii wobec wzrostu znaczenia Chińskiej Republiki Ludowej. Podejmując taką decyzję, Amerykanie musieli założyć w swoich kalkulacjach, że jednym z dość prawdopodobnych scenariuszy przebiegu przyszłości może być konieczność stoczenia przez USA wojny kinetycznej z Chinami w rejonie Indo-Pacyfiku (najpewniej o Tajwan, z uwagi na olbrzymią chęć Xi Jinpinga do przyłączenia tego terytorium do ChRL). To jednak nie był najczarniejszy scenariusz dla USA. Ameryka znalazłaby się w dużo gorszej sytuacji, gdyby w tym samym momencie toczone były wojny także w innych zakątkach świata, z pozostałymi krajami podważającymi dominację USA – Rosją, Iranem czy Koreą Północną. Mając na uwadze, że Chiny nie powinny zaatakować USA w najbliższym czasie (o powodach pisałem niedawno), toczone obecnie konflikty w regionie Bliskiego Wschodu oraz w Ukrainie sprzyjają planowi utrzymania hegemonii przez Amerykanów. Zmniejszają bowiem prawdopodobieństwo wystąpienia kilku wojen jednocześnie w momencie, gdyby ewentualna wojna na Indo-Pacyfiku miała ostatecznie wybuchnąć.

Zwłaszcza istotna w możliwym utrzymaniu hegemonii jest tutaj wojna za naszą wschodnią granicą. Heroiczna postawa Ukraińców nie tylko przyczyniła się do osłabienia jednego z rywali USA, ale jednocześnie właściwie wykluczyła inny negatywny dla Amerykanów scenariusz – zawarcie sojuszu gospodarczego pomiędzy Unią Europejską i Rosją, mogącego stanowić trzeci biegun siły, a w bliskiej perspektywie przekształcić się w układ na linii UE–Rosja–ChRL, wzmacniający pozycję Chin w relacji do Stanów Zjednoczonych (nie trzeba dodawać, że w sytuacji słabości polskiej armii mógłby to być również dla nas scenariusz wyjątkowo negatywny). Wtedy co prawda wojna z Chinami mogłaby nie wybuchnąć, ale USA musiałyby pogodzić się z utratą swojej hegemonii.

W kontekście tej rozgrywki istnieją zatem dwa główne cele strategiczne USA wobec Europy. Jeden z nich został już w gruncie rzeczy osiągnięty. Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie w 2022 r., z uwagi na presję europejskiego społeczeństwa wywołaną okrucieństwem Rosjan w trwającej wojnie, kraje UE długo jeszcze nie powinny wrócić do szerokiej współpracy gospodarczej z Rosją. A jeśli wrócą, to wciąż pod presją sankcji i pewnej kontroli USA.

Drugi cel strategiczny, niemożliwy do uzyskania bez wcześniejszego odizolowania Rosjan od UE, do tej pory pozostawał nieosiągnięty, ale ma szansę realizacji właśnie na skutek działania Trumpa. A jest nim odciążenie Stanów Zjednoczonych w teatrze europejskim poprzez większe zaangażowanie militarne krajów UE. Przez trzy lata drugiej odsłony wojny za naszą wschodnią granicą kraje Europy Zachodniej dozowały swoją pomoc Ukrainie (podobnie zresztą jak USA). Jednak nie ma co ich za to obwiniać, ponieważ działały w ten sposób w swoim interesie – mając bufor w postaci Ukrainy, krajów bałtyckich i Polski, mogły nawet (w jakiejś perspektywie) myśleć o powrocie do prowadzenia komplementarnych interesów z Rosją, a jednocześnie nie musiały dokładać się do wojny, na której korzystały głównie Stany Zjednoczone (poprzez zmniejszanie potencjału przeciwnika nieswoimi rękoma), a oni sami wręcz tracili (m.in. przez dużo wyższe koszty energii).

Zachowanie Trumpa zmienia jednak diametralnie krajobraz dotychczasowej europejskiej polityki. Do tej pory wizja zakończenia lub zamrożenia konfliktu w Ukrainie była dosyć mglista. Mając na uwadze, że jedynie Stany Zjednoczone miały wystarczającą siłę, by to zmienić, trzeba było czekać aż do momentu, w którym prezydent USA zadeklarował chęć rozpoczęcia rozmów pokojowych z Putinem. Problem polega jednak na tym, że zrobił to bez udziału (krajów) Unii Europejskiej i przede wszystkim samej Ukrainy. W dodatku Ukrainie zaoferował pokój bez amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa i jednocześnie zasugerował całemu światu (choć pewnie głównie Chińczykom) o możliwości owocnej współpracy USA z Rosją. Na domiar złego przedstawiciele amerykańskiej administracji zaczęli atakować europejskich polityków, wzywając ich do wzięcia odpowiedzialności za swój kontynent, a sam Trump obraził Zełenskiego, nazywając go „dyktatorem bez wyborów”. Nie należy również zapominać o tym, że nad Europą cały czas ciąży widmo amerykańskich ceł oraz presja na podniesienie wydatków na obronność.

W obliczu widma wycofywania wsparcia USA dla Ukrainy kraje europejskie, na czele z Francją i Wielką Brytanią, postanowiły zadziałać bardziej aktywnie poprzez zadeklarowanie gotowości wysłania swoich żołnierzy jako kontyngentu stabilizującego front. Taka decyzja może pozwolić na upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze, spełnione zostaną oczekiwania Amerykanów, co może być pomocne przy negocjacji relacji gospodarczych (cła, wydatki na obronność, import ropy i gazu z USA). Po drugie, żywotne wsparcie Ukrainy może pomóc w uzyskaniu jak największych korzyści przy jej odbudowie (kontrakty infrastrukturalne, współprace gospodarcze). Działanie to jest jak najbardziej racjonalne ze strony europejskiej, ale w gruncie rzeczy znakomicie obsługuje również interesy amerykańskie. Co prawda Amerykanie nawet w takiej sytuacji nie opuszczą Europy (sekretarz obrony podczas wizyty w Warszawie zapowiedział nawet możliwość zwiększenia kontyngentu amerykańskiego w Polsce) i zapewnią wsparcie na tyłach, lotnictwo i zwiad satelitarny, ale jednocześnie będą mogli w większym stopniu skupić się na rozgrywce w rejonie Indo-Pacyfiku. A o to właśnie im chodziło od samego początku reaktywacji wojny w Ukrainie. Dodatek w postaci umowy handlowej z UE na sprzedaż ropy, gazu czy uzbrojenia jest tylko wisienką na torcie. Jeśli nie jest to genialne posunięcie Trumpa, to nie wiem, jak je inaczej nazwać.

Oczywiście kwestią otwartą pozostaje ewentualny sojusz USA z Rosją. Choć osobiście trudno mi go sobie wyobrazić na tym etapie wojny w Ukrainie, to niewykluczone jest osiągnięcie jakiegoś kompromisu w przyszłości (częściowe zniesienie sankcji, przeprowadzenie wyborów prezydenckich w Ukrainie, nieokreślony status zajętych przez Rosję terytoriów). Odwrócenie Rosji wobec Chin będzie jednak bardzo ryzykowną zagrywką w dłuższym terminie. Amerykanie powinni bowiem nastawić się na to, że Rosjanie będą balansować pomiędzy USA i Chinami, wzmacniając tym samym swoją pozycję. W pewnym momencie Rosjanie mogą wykorzystać nowy sojusz jako kartę przetargową w negocjacjach z Chińczykami, by w którymś momencie przejść z powrotem na stronę azjatyckiego sąsiada.

Jak będzie ostatecznie? Tego będziemy dowiadywać się w najbliższych tygodniach i miesiącach. Jednak patrząc na to, jak kształtuje się obecnie sytuacja w Europie, działań Trumpa nie należy oceniać jako impulsywne czy nieprzemyślane. W tym szaleństwie może być metoda. A jeśli tak rzeczywiście jest i stoi za nią przebiegła strategia, to powinny jej obawiać się przede wszystkim Chiny.

Felietony
Ważne, aby nie przekręcano nazwiska
Felietony
Ludzkie pułapki
Felietony
Fundacja rodzinna jako akcjonariusz dominujący spółki publicznej
Felietony
W cieniu Waszyngtonu
Felietony
Paradoks Tesli czy paradoks Muska?
Felietony
Fundacja rodzinna a inwestycje w papiery skarbowe