Ekonomistom często zarzuca się pesymistyczne postrzeganie rzeczywistości i perspektyw. Być może wynika to z faktu, że patrząc na rzeczywistość, zawsze widzimy ją w jakiś sposób niedoskonałą. Dla mnie jednak nazewnictwo jest tu drugorzędne. To, czy mówimy o recesji, spowolnieniu czy stagflacji, jest bardziej nomenklaturą niż jasnym podziałem, z którego wynikać mogą bardzo oczywiste konsekwencje. Ważniejsza jest próba zrozumienia mechanizmów, które obecną sytuację wywołały oraz tych, które mogą ją zmienić. Na ich podstawie możemy podjąć się próby oceny perspektyw, bez znaczenia, z jakiego nazewnictwa skorzystamy.
Cofnijmy się zatem do drugiej połowy ubiegłego wieku i zwróćmy uwagę, co napędzało najszybszy rozwój globalnej gospodarki w historii. Po wyniszczającej wojnie mieliśmy demograficzną eksplozję. Wnioski wyciągnięte z przyczyn, które doprowadziły do tego dramatu, sprawiły, że jednocześnie bardzo silne były procesy integracyjne. Zarówno w Europie (EWS), jak i globalnie (GATT). Z czasem proces ten zaczął obejmować w większym stopniu także gospodarki rozwijające się. Tymczasem wzrost gospodarczy to funkcja pracy, kapitału i postępu technologicznego. Demografia zapewniła to pierwsze, globalna integracja pozwoliła na korzyści ze specjalizacji pracy – dezinflację obniżającą koszt kapitału oraz większą efektywność zapewniającą postęp technologiczny. Pomijam tu kwestię równego podziału owoców tego wzrostu, koncentrując się na niezaprzeczalnym ich istnieniu. Walka o udział w tym torcie zaczęła prowadzić do zahamowania, a następnie odwrócenia tych korzystnych procesów. A może to bardziej rozleniwienie rozwiniętych społeczeństw, dla których korzyść krańcowa z dalszego wzrostu nie jest warta dodatkowego wysiłku? Uważam, że tych czynników jest nawet więcej, ale chcę skoncentrować się bardziej na ich konsekwencjach.
Te oczywiście nie pojawiają się od razu. Samo odłączenie się Wielkiej Brytanii od Unii mogłoby zostać uznane za umiarkowanie szkodliwe. Podobnie jak przemysłowa polityka Trumpa czy coraz większy izolacjonizm Chin. Procesy te jednak występują jednocześnie i dawały o sobie znać już przy okazji poprzedniego spowolnienia z 2018 r. Teraz doszła do tego oczywiście rosyjska agresja, ale przypisanie jej wszystkich gospodarczych bolączek (co jest bardzo modne) jest grubą przesadą i niezrozumieniem.
Wokół pandemii narosło wiele mniej lub bardziej spiskowych teorii, do których nie ma sensu się odnosić. To jednak gospodarcza reakcja na pandemię pokazuje istotę dzisiejszych wyzwań jak na dłoni. Jak już zasygnalizowałem, źródła szybkiego strukturalnego wzrostu (czyli takiego po oczyszczeniu z cykliczności) zaczęły wysychać na długo przed pandemią. Jednak przyznanie tego społeczeństwu przez polityków jest wyjątkowo niepopularną sprawą i lepiej udawać, że problem ma charakter nie strukturalny (wymagający często nieprzyjemnych reform, o ile w ogóle możliwy do zaadresowania), ale cykliczny (który można naprawić w sposób „przyjemny” – zwiększając wydatki, obniżając podatki oraz koszt pieniądza). Pokazała to już reakcja na wspomniane spowolnienie sprzed czterech lat, okrzyknięta „pivotem”, który dziś tak bardzo prześladuje inwestorów. To jednak nic w porównaniu z reakcją na efekty pandemii, kiedy to działania o charakterze cyklicznym były znacznie silniejsze, niż wynikałoby to z potrzeby doprowadzenia wzrostu do (spowalniającego) trendu i pojawiło się wiele opinii, iż w ten sposób uda się przyspieszyć także wzrost strukturalny. Ponieważ kłóciły się one z większością dorobku myśli ekonomicznej, efekty w postaci obecnej stagflacji nie były aż tak trudne do przewidzenia.
Cały ten wywód mam nadzieję doprowadził nas do względnie klarownych konkluzji. Obecną antyinflacyjną politykę głównych banków centralnych postrzegam jako pierwszy krok w kierunku powrotu do normalności. Przywrócenie stabilności cen oznacza ograniczenie niepewności, a zatem długofalowo jest korzystne dla rozwoju gospodarczego. Jeśli jednak towarzyszyć będzie temu silna deglobalizacja, to samo zdławienie inflacji to będzie za mało. Patrząc zatem na rok 2023, a być może i kolejny, musimy myśleć o konieczności oddania tego wzrostu, który pożyczyliśmy sobie w ostatnich latach.