Już teraz możemy jednak podywagować, jakie skutki dla inwestorów indywidualnych mogą takie zmiany przynieść. Na początek warto przyznać, że podatek Belki w obecnej formie funkcjonuje na prostych zasadach – każdy zysk kapitałowy netto, każda dywidenda czy odsetki są opodatkowane tą samą stopą 19 proc. w momencie realizacji przepływu pieniężnego, nie istnieje kwota wolna od podatku czy inne możliwości obniżenia podatku. Z tej perspektywy, kolejne ewolucje podatków od inwestycji powinny więc zmierzać w stronę utrwalenia wśród Polaków nawyków oszczędzania (przede wszystkim tego długoterminowego), a jednocześnie zasady powinny być tak proste, jak to tylko możliwe. Oczywiście najlepszym pomysłem byłoby zniesienie podatku od dochodów z inwestycji, ale bardziej realną inicjatywą wydaje się obniżenie stopy opodatkowania dla inwestycji długoterminowych. Kwestia tylko wyboru tej stopy oraz minimalnego horyzontu utrzymania inwestycji.
Pomysł z wprowadzeniem kwoty wolnej od podatku jest ciekawy, ale może mieć też jeden negatywny skutek. Mianowicie, niewykorzystana kwota wolna od podatku będzie przepadała bezpowrotnie dla danego roku, co może zwiększyć chęć inwestorów do zamykania przed końcem roku zyskownych pozycji, a przetrzymywania tych stratnych, aby w ten sposób móc wykorzystać w pełni kwotę wolną od podatku. Taki obrót spraw mógłby wpłynąć negatywnie na długoterminowość horyzontu inwestycyjnego inwestorów. I być może na ich wyniki inwestycyjne.
Z drugiej jednak strony, z takiej zmiany struktury podatku Belki z pewnością ucieszyliby się inwestorzy dywidendowi. A takich w Polsce nie brakuje. I myślę, że nowy podatek Belki mógłby tylko wzmocnić trend inwestowania dywidendowego.
Dostawcy produktów inwestycyjnych musieliby się oczywiście przystosować do nowego systemu podatkowego i związanych z tym wymagań konsumentów. Oznaczałoby to, że zobaczylibyśmy w ich ofercie fundusze inwestycyjne czy ETF-y utworzone w formule funduszy dywidendowych (inaczej dystrybuujących), czyli takich, które wypłacają dywidendę swoim uczestnikom.
Dziś stoi to w sprzeczności z ofertą polskich funduszy inwestycyjnych i ETF-ów. I trudno się temu dziwić. Polskie fundusze inwestycyjne i ETF-y są co prawda zwolnione od podatku od dochodów kapitałowych, ale ich uczestnicy (inwestorzy) taki podatek już muszą płacić. Tyle że dopiero w momencie sprzedaży tytułów uczestnictwa. Mogą oni dzięki temu odraczać w czasie zapłatę tego podatku, co ma z kolei pozytywny wpływ na ostateczną stopę zwrotu z inwestycji inwestorów. Wypłata dywidendy w międzyczasie osłabiłaby tylko efekt korzyści z odraczania podatku. Polskie TFI doskonale o tym wiedzą i dlatego tworzą fundusze inwestycyjne i ETF-y w formule funduszy akumulujących, czyli reinwestujących otrzymane odsetki i dywidendy.