W końcówce tego roku kondycja szeroko rozumianej branży chemicznej w Polsce i Europie nadal jest zła. Giełdowi analitycy przyczyn tego stanu rzeczy upatrują głównie w czynnikach zewnętrznych. – Co do zasady kondycja całej europejskiej branży chemicznej jest słaba. To przede wszystkim konsekwencja ogromnej konkurencji firm azjatyckich, które, mając dostęp do tańszego surowca, oferują tańsze produkty – mówi Krzysztof Kozieł, analityk BM Pekao. Dodaje, że w Europie dodatkowo mamy do czynienia ze spadkiem zapotrzebowania na produkty chemiczne. Widoczne jest to zwłaszcza w odniesieniu do odbiorców z sektorów budowlanego i przemysłowego. Na tym tle nieco lepiej wygląda zapotrzebowanie na produkty chemiczne, z których wytwarza się różne wyroby dla konsumentów. Chodzi m.in. o sodę, powszechnie wykorzystywaną przez przemysł szklarski, m.in. do produkcji szklanych opakowań.
– Branża chemiczna w Europie cały czas znajduje się w nie najlepszej kondycji, o czym świadczą m.in. zwolnienia dokonywane w niektórych koncernach (patrz Lanxess i BASF) czy też wstrzymywana produkcja na najbardziej energochłonnych instalacjach. To m.in. rezultat niskiego popytu i cen na oferowane przez nie wyroby – przekonuje z kolei Jakub Szkopek, analityk Erste Securities Polska. Dodaje, że stosunkowo niskie zapotrzebowanie zgłasza m.in. branża budowlana w Europie. Niski popyt to też następstwo ogólnie słabej koniunktury gospodarczej i wysokich stóp procentowych. Z tego powodu odbiorcy nie robią zapasów. Rośnie za to konkurencja, gdyż chińscy producenci, sami mając problem ze spowalniającym budownictwem mieszkaniowym, zwiększają eksport.
Ujemna rentowność
Na warszawskiej giełdzie największym przedstawicielem branży chemicznej pod względem uzyskiwanych przychodów ze sprzedaży są Azoty. Koncern od kilku miesięcy informuje o wzroście produkcji i oznakach poprawy kondycji. Analitycy tego jednak nie dostrzegają.
– W gronie firm chemicznych Azoty są ostatnie w kolejce do zwiększania produkcji, gdyż po stosunkowo wysokich kosztach zakontraktowały zakupy węgla i gazu. To powoduje, że dopiero przy odpowiednio wysokich cenach oferowanych przez nie produktów będą mogły osiągać dodatnią rentowność – uważa Kozieł. Problemem jest też to, że ich europejska konkurencja jest od dłuższego czasu bardziej ekologiczna, przez co spada emisja CO2, a nawozy są bardzo emisyjnym produktem. W efekcie Azoty stosunkowo drogo produkują, zwłaszcza nawozy i produkty chemiczne. Co więcej, te drugie w dużej mierze trafiają do branży meblarskiej, a ta w ostatnim czasie znajduje się w kryzysie. Analityk BM Pekao szacuje, że w III kwartale grupa Azoty zanotuje 370 mln zł straty EBITDA, wobec 608 mln zł stary straty kwartał wcześniej i 267 mln zł zysku rok wcześniej.
Na brak przesłanek do optymizmu wskazują też inni analitycy. – W grupie Azoty już od kilku miesięcy oczekiwana jest poprawa wyników finansowych, ale niestety dziś nic nie wskazuje na to, że taki scenariusz w III kwartale się zrealizował. Prawdopodobnie koncern zakończył go około 250 mln zł straty EBITDA, głównie za sprawą stosunkowo wysokich kosztów zakupu praw do emisji CO2 oraz węgla – uważa Szkopek. Jego zdaniem na rynku nawozów widać wyraźne ożywienie, ale na razie nie przekłada się to na poprawę rentowności grupy. Z kolei w biznesach tworzyw i chemii widać wzrost produkcji jedynie w zakresie mocznika technicznego. To jednak za mało, aby wyjść na plus. Co gorsza, również końcówka roku nie zwiastuje poprawy. Ponadto trzeba pamiętać, że Azoty ponoszą istotne koszty związane z rozruchem instalacji wybudowanych w ramach projektu Polimery Police, a nie osiągają na tym jeszcze żadnych istotnych przychodów.