20 października minęło pięć miesięcy od ostatniego ustanowienia szczytu hossy przez WIG, będącego jednocześnie historycznym maksimum. Mowa o poziomie 89 657,97 pkt. W piątek po południu indeks oscylował przy pułapie 80 500 pkt, co oznacza, że od szczytu oddalił się o 10,2 proc. Do warunku bessy (20 proc.) jeszcze daleko, ale warto pamiętać, że indeks jest już poniżej umownej granicy hossy, czyli średniej z 200 sesji. Jej linia pokrywa się obecnie z 50-sesyjną średnią, co pokazuje stan równoważenia rynku. Od sierpnia WIG rysuje formację trójkąta symetrycznego, z którego zaczął się niestety wybijać dołem.
Nasz rynek wciąż przejawia wysoką wrażliwość na złe dane i brak wrażliwości na te dobre. W minionym tygodniu nie sprzyjały mu odczyty z rodzimej gospodarki. Słabiej od oczekiwań wypadła wrześniowa produkcja przemysłowa, a w przypadku sprzedaży detalicznej można mówić wręcz o rozczarowaniu (spadek o 3 proc. rok do rok przy oczekiwanym wzroście o 2,1 proc.). Ponadto – o ile dwa tygodnie temu nie robiły na nas wrażenia rekordy na Wall Street i we Frankfurcie, o tyle w minionym tygodniu byliśmy dodatnio skorelowani ze schładzającymi się lekko S&P 500 i DAX.
Najsłabiej na GPW od strony technicznej wciąż wygląda WIG20. Indeks przełamał krótkoterminowe wsparcie 2260 pkt i spadał w porywach do 2225 pkt. Sierpniowy dołek pięciomiesięcznej korekty znajduje się na poziomie 2193 pkt, więc przysłowiowy rzut beretem. Jeśli rynek tam dojdzie, skala strat sięgnie 15,65 proc., czyli margines bezpieczeństwa (licząc do 20 proc.) skurczy się do niecałych 5 proc. Niestety, na ten moment brakuje motorów napędowych wśród dużych spółek. Miniony tydzień pod kreską kończyło 16 z 20 spółek. Najwięcej straciły Kęty, sprzedawane po publikacji wyników. Ponad 5 proc. traciły też dwa banki – mBank i Alior, oraz Pepco i Orange. Honoru byków broniły tylko JSW, Cyfrowy Polsat, PGE i Orlen, ale to za mało, by wybronić wspomniane wsparcie 2260 pkt.