Pierwszy tydzień października na warszawskiej giełdzie należał do niedźwiedzi. Główne indeksy WIG, WIG20, mWIG40 i sWIG80 wróciły pod linie średnich z 50 i 200 sesji. Umowna granica rynku byka znowu została przekroczona, ale do spełnienia drugiego warunku bessy (spadek o 20 proc. od szczytu) wciąż daleko. W piątkowe popołudnie skala oddalenia od szczytu dla wymienionych indeksów wynosiła odpowiednio: -9,1 proc., -12,4 proc., -10,2 proc. i -7,1 proc. Margines bezpieczeństwa wciąż jest zatem całkiem spory, ale niepokojąco wydłuża się ten układ korekty.
WIG swoje aktualne historyczne maksimum ustanowił 20 maja, więc jeszcze dwa tygodnie i minie pięć miesięcy w fazie rynkowego schłodzenia. Tymczasem w przypadku dwóch poprzednich, równie głębokich jak obecna korekt czas oczekiwania na nowy szczyt sięgał około czterech miesięcy.
Obecny układ korekty jest też osobliwy pod tym kątem, że średnia z 200 sesji była już naruszona czterokrotnie, a w poprzednich przypadkach maksymalnie dwa razy. Podaż dociska. Warszawski rynek nie podłączył się pod hossę w USA, gdzie S&P 500 pobił pod koniec września kolejny rekord. Nie pomógł też rekord DAX ani gigantyczne ożywienie w Chinach. Shanghai Composite zyskał w ubiegły poniedziałek przy wysokich obrotach aż 8,1 proc. i znalazł się na poziomach niewidzianych od maja ubiegłego roku. To największy jednodniowy skok notowań od 16 lat. Ta euforia w Państwie Środka to efekt zapowiedzianych przez Biuro Polityczne i Bank Centralny działań stymulacyjnych, które mają wzmocnić gospodarkę i rynek nieruchomości. Mowa tu m.in. o cięciu stóp procentowych, dokapitalizowaniu banków czy złagodzeniu restrykcji przy zakupie mieszkań w największych miastach. Shanghai Composite zyskał 21 proc. w pięć dni i przebił w górę średnią z 200 sesji. Spełnił więc dwa techniczne warunki hossy w mgnieniu oka.