Po 2,5 tygodnia rywalizacji w ramach gry Parkiet Challenge najlepsi uczestnicy mają stopy zwrotu rzędu 25 proc. Czy inwestowanie wirtualnym kapitałem mocno różni się różni pod względem apetytu na ryzyko od inwestycji prawdziwą gotówką?
Z inwestowaniem jest trochę jak z uczestnictwem w turnieju piłkarskim. Czasami można wypracować dobry wynik inwestycyjny, lokując w słabe spółki, podobnie jak można awansować do finałów Mistrzostw Świata, grając w niezadowalającym dla kibiców stylu. Do zwycięstwa zawsze potrzeba też trochę szczęścia. Jeśli z kolei inwestujemy w dobre spółki, to nie stracimy dużo, tak samo, gdy gramy w dobrym stylu, to nie wrócimy z turnieju z niesmakiem. Z drugiej strony, jeśli bardzo ryzykujemy, możemy skończyć grę z portfelem, który bardzo straci na wartości. Jeśli są to wirtualne pieniądze, to zdecydowanie warto podjąć to ryzyko. Zupełnie inaczej jest, gdy inwestujemy własne środki. Kluczowe jest, aby nie myśleć wtedy tylko o zysku, lecz zminimalizować straty. Dobry styl inwestowania jest więc dobrym podejściem i zabezpiecza nas przed dużymi stratami.
Wśród uczestników gry giełdowej „Parkietu” banki, którymi się pan zajmuje, nie są popularne. Najwyżej pod względem ulokowanego kapitału jest PKO BP, jednak zajmuje dopiero 24 pozycję w gronie 60 dostępnych spółek. Czy rzeczywiście akcje banków w krótkiej perspektywie nie będą silniejsze od rynku?
Trudno odpowiedzieć. Właściwie niewiele zmieniło się od czasu naszej poprzedniej, październikowej rozmowy oprócz tego, że kursy banków są o 30–40 proc. wyżej. Pokazuje to też zmianę nastawienia rynku do sektora. Inwestorzy instytucjonalni teraz dużo częściej pytają o banki. Inwestowanie w ogóle, a zwłaszcza w banki, jest jednak procesem bardzo złożonym, a zmiany kursów akcji zależą od wielu czynników. Nawiązując znów do środowego meczu z Argentyną, awans Polski nie zależał tylko od wyniku naszego spotkania, ale także od wyniku drugiego meczu w grupie i mógł też zależeć od jeszcze innych czynników. Dokładnie tak samo jest z inwestowaniem. Dziś wielu inwestorów znów skupia się na kwestii kredytów frankowych. Spodziewam się, że rezerwy na kredyty walutowe będą dalej tworzone przez sektor bankowy. Podobnie jednak jak można przegrać z Argentyną i awansować do fazy finałowej, tak i banki mogą dalej sobie dobrze radzić mimo ciągle dużych kosztów związanych z kredytami frankowymi, jeśli inne wydarzenia pójdą po ich myśli.