12,4 %
– tyle podczas poniedziałkowej sesji stracił na wartości japoński indeks Nikkei225. Tym samym wymazał on cały tegoroczny zysk. Licząc od początku roku, jest 6 proc. na minusie. Południowokoreański indeks Kospi spadł z kolei na otwarciu tygodnia o prawie 10 proc.
Obawy o recesję
Już od kilku dni na rynkach panowała nerwowa atmosfera. Nie zachwycały m.in. wyniki amerykańskich spółek technologicznych, które schłodziły nastroje na Wall Street. Cały czas rośnie także napięcie na Bliskim Wschodzie. Iskrą, która roznieciła rynkowy ogień, były jednak piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Te okazały się bowiem słabsze od oczekiwań. Tym razem jednak rynek nie grał pod schemat „złe dane to dobre dane”. Obniżka stóp procentowych w USA we wrześniu jest praktycznie przesądzona, a to właśnie ta perspektywa napędzała przez długi czas rynek. Teraz zbliżające się cięcie kosztu pieniądza zaczyna być coraz większym bólem głowy. Rynek zaczyna się bowiem martwić tym, że Fed przegapił moment na cięcie stóp, zwiększając tym samym ryzyko recesji w Stanach Zjednoczonych. Dzisiaj więc dyskutuje się o tym nie „czy”, tylko jak duża będzie obniżka stóp procentowych we wrześniu w USA. W rynkowych zakładach coraz częściej pojawiają się oczekiwania na cięcie stóp o 50 pkt bazowych, co miałoby świadczyć o tym, że sytuacja robi się naprawdę poważna, a swoimi działaniami Fed będzie próbował nadrobić zaległości.
Powiew grozy na rynkach. Chciwość zmieniła się w strach
To był czarny poniedziałek na światowych giełdach. Rynki zaczęły się bać m.in. recesyjnego scenariusza w USA. Analitycy liczą na uspokojenie nastrojów w niedługim okresie, ale to wcale nie musi oznaczać końca problemów.
– Sytuacja na amerykańskim rynku pracy pogorszyła się ostatnio, i to nie ulega wątpliwości. Ale liczby nie pokazują załamania, a jedynie mocniejsze spowolnienie, czego tak naprawdę oczekiwał Fed. Rynek szukał pretekstu do wyprzedaży i go znalazł. Moim zdaniem reakcja może być przesadzona. Wygląda na to, że redukcja kosztu pieniądza została w pełni wyceniona, a rynek zaczął bardziej obawiać się o wzrost gospodarczy niż o inflację, która w ostatnim czasie pozytywnie zaskakiwała niższymi wartościami. Teraz złe dane makro są po prostu odbierane jako coś negatywnego – wskazuje Łukasz Zembik, analityk Oanda TMS Brokers.
Jest się czego bać?
Jak wskazuje Piotr Kaźmierkiewicz, analityk BM Pekao, rynki akcji z przytupem weszły więc w statystycznie najgorsze dwumiesięczne okienko roku.
– Ton nastrojom nadają rynki bazowe. Poniedziałkowa przecena miała charakter bardzo gwałtowny, ale… poniekąd spodziewany. Amerykański rynek akcji już od pewnego czasu sugerował, że tempo pogorszenia sytuacji może wyjść poza niegroźne schłodzenie. Piątkowy odczyt stopy bezrobocia na poziomie 4,3 proc. tylko to potwierdził. Spełniona została bowiem reguła Claudii Sahm, która po II wojnie światowej z powodzeniem zapowiadała wszystkie recesje w USA, nie generując przy tym fałszywych sygnałów. I to właśnie płynne odejście od narracji miękkiego lądowania do scenariuszy recesyjnych przekłada się na odpływ kapitału od akcji (w ujęciu globalnym) przy jednoczesnym doważaniu obligacji skarbowych – mówi Kaźmierkiewicz. Jego zdaniem historyczne zależności mogą jednak napawać też optymizmem.