Spekulacyjne rajdy zawsze kończyły się twardym lądowaniem

W ponad 30-letniej historii warszawskiej giełdy nie brakowało spółek, które wzbudzały duże zainteresowanie inwestorów szukających szybkiego zarobku, pretendując do miana króla spekulacji warszawskiego parkietu.

Publikacja: 15.07.2023 08:29

Spekulacyjne rajdy zawsze kończyły się twardym lądowaniem

Foto: Fotorzepa/ Grzegorz Psujek

Spekulacyjne rajdy notowań, które w krótkim okresie są w stanie wynieść kurs o kilkaset lub więcej procent, przykuwają uwagę inwestorów. W ostatnich tygodniach taka sytuacja miała miejsce na akcjach Elektrociepłowni Będzin, Energoinstalu i Vistalu Gdynia. Duża zmienność notowań to dla inwestora z jednej strony okazja do szybkiego zarobku, z drugiej – istotnie zwiększone ryzyko. – Na GPW zdarzają się przypadki wzrostów o kilkaset procent bez wyraźnego powodu. Na takich rajdach można zarobić, ale ryzyko jest ogromne, a strata kilkudziesięciu procent zainwestowanego kapitału wysoce prawdopodobna. Do tego trzeba się jeszcze liczyć z potencjalnym zainteresowaniem KNF takimi przypadkami, a to też może prowadzić do zawieszenia notowań, a wtedy pojawia się problem z wyjściem z inwestycji w taką spółkę – wskazuje Łukasz Rozbicki, zarządzający w MM Prime TFI.

Duże wahania cen pojawiają się, gdy rośnie zainteresowanie inwestorów spółką. Zwykle jest ono związane z ważnymi dla niej zmianami, jak pojawienie się problemów zagrażających funkcjonowaniu czy nowy inwestor w akcjonariacie. – Oceniając spółki pod kątem atrakcyjności inwestycyjnej, trzeba ostrożnie podchodzić do tych o charakterze typowo spekulacyjnym. Dosyć łatwo taki charakter określić – do typowych cech spekulacyjnych należy zaliczyć małą kapitalizację, popularność spółki na różnych forach inwestycyjnych, wątpliwej jakości wyniki finansowe czy wręcz problemy finansowe, a także rozgrywanie wydarzeń korporacyjnych, a nie fundamentów spółki – wylicza ekspert.

Czytaj więcej

Po raporcie KNF akcje EC Będzin ciągle drożeją

Zagadkowy skok notowań Elektrociepłowni Będzin

W ostatnich tygodniach uwagę rynku przykuwały akcje Elektrociepłowni Będzin, które choćby z uwagi na niską płynność czy trudną sytuację finansową wcześniej nie wzbudzały większego zainteresowania inwestorów. Aż do czerwca tego roku, gdy nieoczekiwanie na walorach firmy pojawił się wzmożony popyt, który nie miał pokrycia w oficjalnych komunikatach płynących ze spółki, czego efektem był wystrzał notowań. W nieco ponad miesiąc cena akcji poszybowała w górę ponad 20-krotnie. Na zamknięciu ostatniej majowej sesji akcje spółki kosztowały 6,75 zł, ale już w pierwszych dniach lipca notowania osiągnęły poziom 160 zł. Zwyżce notowań towarzyszyły potężne obroty. Stało się więc jasne, że do gry wszedł kapitał spekulacyjny. Równocześnie rynek obiegły płotki, że sprawa może mieć drugie dno, gdy pojawiły się podejrzenia o manipulacje kursem czy tzw. insider trading. Smaczku sprawie dodaje opublikowany w drugiej połowie czerwca komunikat o podpisaniu umowy z firmą Orlen Synthos Green Energy w sprawie rozpoczęcia rozmów dotyczących inwestycji w małe reaktory jądrowe. Co ciekawe, OSGE poinformowało, że nie planuje takiej współpracy. Sprawą zainteresowała się KNF, która, co ciekawe, nie dopatrzyła się manipulacji kursem, nadal jednak jest badany wątek potencjalnego wykorzystania informacji poufnej. Dlatego notowania spółki nie zostały zawieszone, więc nadal można handlować jej papierami. W ostatnich dniach jednak inwestorzy chętniej realizowali zyski, co częściowo skorygowało wypracowane wcześniej zwyżki kursu, potwierdzając tym samym spekulacyjne podłoże wcześniejszych wzrostów.

Czytaj więcej

Zygmunt Solorz ma ponad 85 proc. akcji Elektrimu

Cesarz spekulacji

Po specyficznych latach 90. krajowy rynek akcji nieco okrzepł, ale nie na tyle, by zniknęły z niego spółki nazywane rajem dla spekulantów. Już w tamtych latach szczególnie mocno zapracował na to Elektrim, który aż do 2002 r. odgrywał kluczową rolę w WIG20, ciesząc się wyjątkową popularnością wśród inwestorów giełdowych. Zyskał dzięki temu miano cesarza spekulacji na warszawskiej giełdzie. Spółka słynęła z ogromnej zmienności notowań. Gwałtowne ruchy cen powodowały, że inwestorzy chętnie widzieli jego akcje w swoich portfelach. Elektrim pozwalał zarobić inwestorom krocie, ale potrafił też rujnować portfele giełdowych spekulantów. Spółka została jednym z głównych negatywnych bohaterów bessy z lat 2000–2002. Na szczycie hossy za jej akcje płacono nawet 77,5 zł. W wyniku bessy i zagrożenia upadłością w ciągu kilkunastu miesięcy ich wartość spadła do prawie 1 zł. W efekcie władze giełdy przestały uwzględniać spółkę w rankingu, m.in. z powodu zagrożenia upadłością, co w końcu nastąpiło w kolejnych latach. Elektrim ostatni raz figurował w składzie WIG20 we wrześniu 2002 r., a na początku 2008 spółka ostatecznie zniknęła z giełdy.

Deweloperska bańka

Na fali hossy funduszowej hossy z lat 2003–2007 wypłynął Gant. W związku z boomem inwestycyjnym na rynku nieruchomości akcje deweloperów cieszyły się wówczas ogromnym zainteresowaniem inwestorów, co napędzało wzrosty ich akcji. Na celowniku znalazł się wówczas Gant, który przygodę z biznesem zaczynał od sieci kantorów, by wkrótce przerzucić się na znacznie bardziej dochodową deweloperkę. W czasach swojej świetności należał do ścisłej czołówki największych giełdowych deweloperów. Spółka miała wyjątkowo ambitne plany, którymi chętnie dzieliła się z rynkiem, co dodatkowo napędzało wzrost kursu. Pierwsza fala wzrostów rozpoczęła się pod koniec 2005 r. i wciągu zaledwie kilku miesięcy wywindowała wartość spółki ponad 13-krotnie. Potem nastąpiło pierwsze załamanie notowań. Kolejny wystrzał miał miejsce w latach 2006–2007, gdy cena akcji Ganta poszybowała w górę prawie 15-krotnie, osiągając szczyt na poziomie 126 zł, co zbiegło się z punktem kulminacyjnym deweloperskiej bańki, którą zakończył kryzys, który przyniósł załamanie sprzedaży na rynku mieszkaniowym, co okazało się początkiem kłopotów finansowych Ganta. Zaledwie kilka lat później sąd ogłosił upadłość pogrążonego w długach dewelopera, a jego akcje stały się praktycznie bezwartościowym papierem.

Czytaj więcej

Petrolinvest: Wniosek o upadłość

Petrolinvest, czyli miłe złego początki

W 2007 r. na fali euforycznych zakupów na giełdzie z przytupem zadebiutowały akcje Petrolinvestu, który z miejsca stał się ulubieńcem spekulantów. Już sam debiut przyniósł posiadaczom akcji krociowe zyski, gdy cena akcji poszybowała o 160 proc. względem ceny z IPO wynoszącej 227 zł. W ciągu kilku kolejnych sesji zakończonych efektownymi wzrostami kurs dobił do nawet 842 zł, po czym nastąpił odwrót. Spółka, w której udziały posiada Ryszard Krauze, przez kilka lat próbowała się dowiercić do złóż ropy i gazu w Kazachstanie. Perspektywa zysków z wydobycia surowców działa na wyobraźnię inwestorów, dlatego komunikaty spółki niejednokrotnie wywoływały spore emocje na rynku, wstrząsając kursem, który zaliczał spektakularne zwyżki, jak i ostre spadki. Z wielkich planów Petrolinvestu nic nie wyszło, a sześć lat po debiucie cena akcji znalazła się na dnie, osiągając poziom 2,50 zł. Wielu inwestorów straciło majątek, licząc na krociowe zyski z kazachskiej ropy. W 2017 r. za niedopełnienie obowiązków informacyjnych papiery spółki zostały wykluczone z obrotu giełdowego.

Czytaj więcej

CD Projekt pokazał w czerwcu, że potrafi się rozpędzić przy niewielkich dostawach paliwa

Bezgraniczna wiara

Przez lata inwestorzy pokładali duże nadzieje w akcjach CD Projektu, które wyróżniały się ponadprzeciętną zmiennością. Nie były to jednak typowo spekulacyjne walory, bo spółka była największym krajowym producentem gier, który miał już za sobą rynkowy sukces w postaci kultowej serii „Wiedźmin”. W dodatku awansowała do indeksu WIG20. Zbiegło się to w latach 2016–2020 ze spektakularnymi wzrostami, które wyniosły cenę akcji studia ponad 20-krotnie, do poziomu prawie 450 zł, gdzie zwyżki napędzały nie tylko czynniki fundamentalne, ale też chęć spekulacji na bardzo pozytywnie wówczas postrzeganych walorach producentów gier. Warto zauważyć, że w tej branży największe znaczenie dla inwestorów mają nie tylko same wyniki sprzedaży najważniejszych gier, ale również oczekiwania związane z premierami nowych tytułów. W przypadku CD Projektu na wyobraźnię inwestorów podziałała długo wyczekiwana (była aż trzykrotnie przesuwana) premiera „Cyberpunka”, który według zapowiedzi samej spółki miał być bardziej ambitny od „Wiedźmina”. Nowa gra nie spełniła jednak wygórowanych oczekiwań inwestorów, a notowania CD Projektu załamały się po premierze, która miała miejsce w grudniu 2020 r. Błędy w wersjach na konsole uderzyły w wizerunek studia. Mimo starań zarządu rynek tracił zaufanie do producenta gier, a jego notowania zaliczyły długą i głęboką korektę. W jej wyniku kapitalizacja CD Projektu stopniała do ok. 16 mld zł z rekordowych 45 mld zł w zaledwie kilka miesięcy. Wizerunkowa wpadka CD Projektu na długo ostudziła entuzjazm inwestorów związany z branżą gamingową.

Analizy rynkowe
Spółki z WIG20 w odwrocie. Kiedy znów wrócą do łask?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Analizy rynkowe
Na giełdzie w Warszawie nie widać końca korekty
Analizy rynkowe
Krajowe akcje u progu bessy. Strach o zaostrzenie wojny na Wschodzie
Analizy rynkowe
Trump 2.0, czyli nie graj przeciwko Ameryce
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Analizy rynkowe
W 2024 r. spółki mają pod górkę. Które osiągną cele?
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Interpretowanie wyniku wyborów w USA