Od ponad roku ostrzega pan, że amerykańska gospodarka wkrótce ponownie osunie się w recesję. Ostatnie dane makroekonomiczne zdają się temu jednak przeczyć.
Amerykańscy konsumenci zaczęli ostatnio swobodniej wydawać pieniądze i myślę, że to jest główna przyczyna poprawy koniunktury w USA. Tyle że dochody konsumentów nie rosną w tempie, które pozwoliłoby im te wydatki podtrzymać. A na dłuższą metę nie mogą oni też uszczuplać oszczędności ani zwiększać zadłużenia. Przeciwnie, dostrzegam wiele powodów, aby te oszczędności jeszcze rosły. I nie chodzi tylko o wysoką wciąż stopę bezrobocia. Być może ważniejsze jest to, że Amerykanie nie pokładają dziś dużych nadziei w swoich portfelach akcji, jeśli w ogóle jeszcze je mają. Nie liczą więc na to, w odróżnieniu od lat 80. i 90., że zwyżki na giełdzie będą ustawicznie powiększały ich oszczędności, bez konieczności odkładania nowych pieniędzy. A jednocześnie nie mogą wyciągać pieniędzy ze swoich domów, np. biorąc pod ich zastaw coraz to większe pożyczki, co było możliwe, dopóki nieruchomości drożały. Na domiar złego pokolenie powojennego wyżu demograficznego, które tradycyjnie mało oszczędzało, zbliża się do wieku emerytalnego. Póki pozwalają im na to zarobki, ludzie ci muszą dziś dużo odkładać na emeryturę. Obserwowany ostatnio wzrost wydatków konsumpcyjnych przeciwstawia się wszystkim tym fundamentalnym siłom i dlatego nie wierzę, aby mógł się długo utrzymać.
Czyli spowolnienie gospodarcze jest nieuchronne?
Tak sądzę. Spodziewam się, że Amerykanie wezmą na wstrzymanie jeszcze w tym roku. A gdy do tego znów tanieć zaczną nieruchomości, koniunktura w USA jeszcze się pogorszy.