Wszystko wskazuje, że negocjacje Grecji z jej wierzycielami w sprawie redukcji jej zadłużenia na drodze zamiany starych obligacji na nowe, warte mniej, wkrótce się zakończą. Wierzy pan, że ta restrukturyzacja zadłużenia odmieni losy Aten?
Media poświęcają tym negocjacjom dużo uwagi, ale rynkowe wyceny greckich obligacji mówią na ten temat wszystko, co powinno się wiedzieć. A rynki wskazują, że papiery te warte są około 20–30 centów za każde euro wartości nominalnej, czyli że Grecja jest bankrutem.
Oczywiście do formalnego bankructwa nie dojdzie, bo Ateny otrzymają kolejny międzynarodowy pakiet pomocowy, jeśli dojdą do porozumienia z wierzycielami. Wiele jednak wskazuje na to, że ten pakiet będzie musiał być większy, niż planowano, bo restrukturyzacja greckiego długu nie przyniesie spodziewanej jego obniżki. Jakkolwiek nie liczyć, dług spadnie o około 50?mld euro, a przecież początkowo była mowa o 100 mld euro. I pewnie te brakujące 50 mld euro będzie trzeba dorzucić do pakietu pomocowego, który miał opiewać na 130 mld euro. Państwa kredytujące Grecję nie będą z tego zadowolone, ale jaką mają alternatywę? Nakłonienie Europejskiego Banku Centralnego, żeby i on zaakceptował straty na greckich obligacjach?
Czy to oznacza, że upieranie się Brukseli przy restrukturyzacji greckiego długu, co doprowadziło do wyprzedaży obligacji innych państw eurolandu przez wystraszonych inwestorów, było pozbawione sensu?
Od początku mówiłem, że włączenie sektora prywatnego (PSI) w pomoc dla Aten, czyli narzucenie wierzycielom Grecji strat, o czym zadecydowano w październiku 2010 r., było błędem. Nie dostrzeżono wówczas faktu, że jest to tylko przerzucanie problemów Aten na banki. Restrukturyzacja greckiego długu uderza bowiem w banki, które w efekcie trzeba dokapitalizować. Mam nadzieję, że unijni liderzy zrozumieją, że na Grecji eksperyment z PSI trzeba przerwać. Jeśli bowiem widmo strat na obligacjach Portugalii czy Włoch będzie się na rynkach utrzymywało, to prowadzone przez Europejski Bank Centralny długoterminowe operacje refinansowania (LTRO) banków są pozbawione sensu.