Choć nastroje na rynkach finansowych od jesieni ubiegłego roku wyraźnie się poprawiły, inwestorzy wciąż dużą część swoich pieniędzy trzymają w aktywach uważanych za bezpieczne przystanie. Świadczyć mogą o tym choćby notowania niemieckich obligacji. Rentowność tamtejszych 30-latek oscyluje dziś wokół 2,5 proc.
To nie tylko o ponad 1,6 pkt proc. poniżej długoterminowej średniej tego wskaźnika, ale też poniżej poziomu z lata ub.r., gdy na giełdach trwała wyprzedaż akcji związana z eskalacją kryzysu fiskalnego w strefie euro. W efekcie rentowność niemieckich 30-latek niewiele przewyższa inflację nad Renem, a rentowność 10-latek jest od niej wyraźnie niższa.
To sugeruje, że przecena niemieckich papierów skarbowych jest bardziej prawdopodobna niż dalszy wzrost ich cen. A odwrót inwestorów od tych papierów zdaniem części analityków zwiastowałby zwyżki cen aktywów uważanych za ryzykowne, np. akcji na GPW.
Anomalia w wycenach
Skalę awersji zagranicznych inwestorów do ryzyka związanego z polskimi akcjami obrazuje zestawienie C/Z dla indeksu WIG20 z analogicznym wskaźnikiem dla niemieckich 30-latek. W tym drugim przypadku chodzi o stosunek ceny nominalnej tych papierów do ich rentowności. Tak skonstruowany wskaźnik można interpretować jako cenę za każde euro zysku z obligacji, podobnie jak C/Z dla akcji obrazuje, ile trzeba zapłacić za przypadającą na akcję jednostkę zysku spółki.
O ile C/Z dla WIG20, obliczony na podstawie prognozowanych zysków objętych tym indeksem spółek, wynosi dziś 9,9, o tyle C/Z dla niemieckich 30-latek przekracza 40. Różnica między oboma wskaźnikami wynosi więc około 30. Dla porównania, średnio od początku 2006 r. (tylko do tego punktu sięgają dane o stosowanym tu C/Z dla WIG20) dysproporcja ta wynosiła 14,4. Poziom 30 przekroczyła po raz pierwszy we wrześniu ub.r. i od tego czasu wokół niego oscyluje.