Miniony rok dla Timu okazał się korzystny – spółka w całym 2020 r. osiągnęła rekordowe przychody, sięgające 935,3 mln zł, czyli o 17 proc. więcej niż w roku 2019. Na ile pomogła w tym pandemia, która nakręcała sprzedaż internetową?
Nie przypuszczam, by dobre wyniki Timu były wyłącznie efektem pandemii. Tym bardziej że mieliśmy większą dynamikę wzrostu sprzedaży niż cały rynek. Generalnie nasza branża nie odczuła skutków pandemii w sposób znaczący, bo też nie odczuła ich branża budowlana tak mocno jak niektóre sektory gospodarki. Markety czy hurtownie budowlane były prawie cały czas czynne. Już w 2019 r. zauważyliśmy, że coraz więcej naszych klientów, którymi są odbiorcy biznesowi, korzysta z zakupów internetowych. Pandemia tylko wzmocniła ten trend.
Jakie są więc szanse na to, że Timowi uda się, po pierwsze, utrzymać klientów, a po drugie, nadal zwiększać sprzedaż?
Myślę, że to już jest trwały trend, który wpisuje się zresztą w nasz model działania, oparty głównie na sprzedaży internetowej. Myślę też, że większym determinantem wzrostu w naszej firmie jest demografia niż pandemia. W tej chwili pozyskujemy około 1 tys. nowych klientów miesięcznie. Oni się różnią tym od tych odbiorców, których pozyskiwaliśmy znacznie wcześniej, że nie trzeba im tłumaczyć, jak działa sklep internetowy. Oni chcą tylko poznać warunki zakupu. Dla klientów, którzy teraz do nas przychodzą, internet jest naturalnym środowiskiem.